Logo serwisu Towarzystwa Eksploracyjnego
Strona główna
O Towarzystwie
Program spotkań TE
Relacje ze spotkań TE
Relacje z wypraw
Relacja specjalna na 25-lecie TE
Dyskusyjne forum globtroterów
Informacje wydawnicze
Galeria zdjęć
Ciekawe adresy internetowe
Skrzynka pocztowa
Archiwum

Link - www.linia.pl

Relacje ze spotkań TE
Poprzednie spotkania:
Rowerem przez Wietnam
Południowa Portugalia
Samotnie z plecakiem przez Afrykę
więcej...

Malgaska matka
     Afryka! - Radosny okrzyk, mój i moich małych wnuków, rozbrzmiewał często w domu w Canberra w Australii, na początku roku 2002. Od kilku miesięcy byłam już na wymarzonej wczesnej emeryturze, po prawie 35 latach pracy w informatyce. Pragnęłam całkowitej zmiany swojego życia.

     Pozostałam niepoprawną marzycielką, wyrzekającą się codziennych wygód i przyjemności. Kochałam przygodę i podróże. Od dzieciństwa fotografia była moją pasją. Kochałam niekończące się poznawanie i wzbogacanie życia - swojego i innych. Po latach niepewności uwierzyłam w siebie. Pragnęłam poddać się wieloletniemu procesowi odkrywania nowej drogi życia, procesowi reewaluacji własnych wartości i doświadczeń. Pragnęłam nieustannie rozbudzać dalsze marzenia, których realizacja tak bardzo mnie wzbogacała. Do roku 2002 w swoich podróżach poznałam ponad 50 krajów Europy, Azji, Ameryki Południowej, Centralnej i Północnej, Australii i Pacyfiku. W roku 1995-96 odbyłam roczną samotną podróż dookoła świata. Poznanie fascynującego i niezwykle zróżnicowanego kontynentu Afryki było moim marzeniem emerytalnym.

Malgaskie kobiety przesiewające ziarna ryżu

     2 marca 2002 roku, obładowana ogromnym plecakiem, rozpoczęłam samotną wędrówkę po Afryce. Trwała ona 13 miesiecy, do 3 kwietnia 2003 r. Odwiedziłam 20 krajów całego kontynentu. Był to początek mojego wieloletniego "cygańskiego życia". Moim domem stawały się miejsca czasowego postoju. Moją rodziną stawali się nowo poznani ludzie. Wędrując, nie czułam się osamotniona, bo stawałam się częścią otaczającego mnie piękna natury i życia ludzi. Czułam się wolna. Czułam się szczęśliwa. Moje życie było piękne i bogate.

Południowoafrykańskie kwiaty protea

     W Afryce odwiedziłam kraje - RPA, Madagaskar, Lesotho, Swaziland, Mozambik, Namibia, Botswana, Zimbabwe, Zambia, Malawi, Tanzania, Kenia, Uganda, Rwanda, Etiopia, Egipt, Ghana, Togo, Burkina Faso oraz Mali. Wiele osób pytało się - "Nie bałaś się?" Tak, miałam uczucie lęku, ale dzięki oczytaniu nie powstrzymywało mnie to od wyruszenia na tę wielką podróż życia. Wędrówkę rozpoczęłam od południa Afryki aż do północy, potem na zachód. Większość przejechałam drogą lądową. Transportem były środki lokalne - samochody terenowe, autobusy, mini-autobusy, ciężarówki, pociągi, łodzie, konie, wielbłądy, żaglówki i inne.

     Afryka jest kontynentem, który od wieków fascynował, zachwycał, przerażał i pobudzał wyobraźnię mieszkańców całego świata. Ja byłam też wśród nich. Jest to jedna czwarta zamieszkanej części globu ziemskiego. Ponad 50 krajów, których administracyjne granice utworzone zostały głównie przez kolonizatorów, posiada tysiące zróżnicowanych grup kulturowych, językowych i religijnych. Krajobraz kontynentu jest również ogromnie zróżnicowany.

Dziecko z wioski Mpande (RPA)

     Rozległe, często tajemnicze lasy tropikalne znajdują się głównie wokół równika. Wśród nich, w górach Rwandy, podpatrywałam unikalne ogromne goryle górskie. W innym tropiku, na Madagaskarze, tropiłam płochliwe lemury. Pustynie, często kojarzące się z całą Afryką, to tylko część tego kontynentu. "Och, to musiało być tam gorąco!" - słyszałam. Nie zawsze. Na Pustyni Namib w Namibii byłam w czasie pory suchej, zimowej. Wspinałam się po 300-metrowych stromych, czerwonych wydmach, aby z dziecięcą radością zjeżdzać w dół stromymi stokami. Pobrzeże Pustyni Kalahari, gdzie dotarłam na jej skraj, było rozległą równiną porośniętą złotawą trawą oraz pojedynczymi drzewami z zawieszonymi setkami ptasich gniazd.

     Północ Afryki to pustynia Sahara, rozległa na kilka tysięcy kilometrów. W Egipcie, jadąc kilka godzin samochodem, mijałam tysiące piaszczystych wydm kamiennych, czarnawych gór, przypominających hałdy fabryczne. Z niedowierzaniem i oczarowaniem stałam przed wysoką Górą Kryształową, o której
Dzieci z wioski Rafalotsane (Lesotho)
czytałam w bajkach z dzieciństwa. Patrząc na białe i żółtawe formy skalne grzybków, stożków i innych fantazyjnych kształtów pustyni wpadałam w zadumę. "Czy to bajka, czy zjawa?". "Czy młody Beduin obok mnie w kraciastym czerwono-białym turbanie to książę?". Ja dla niego byłam też zagadką. "Dlaczego ty nie masz domu, włóczysz się samotnie po świecie?" - pytał. "Zostań moją żoną, ja wybuduje dla ciebie dom, zaopiekuje się tobą!".

     Głównym transportem na Saharze w Mali był i jest wiełbłąd. Spróbowałam też tej wędrówki. Siedząc na jego grzbiecie, przez parę dni miałam towarzystwo uśmiechniętego
Kobiety z wioski Malealea (Lesotho)
Tuarega, obwiniętego w niebieskie szaty z turbanen na głowie. Kolejne proste chaty wiosek wyrastały nagle wśród tysięcy mijanych piaszczystych wydm. Tym razem doświadczyłam gorąca, powyżej 40 stopni C. W środku dnia, ja z przewodnikiem, jak i mieszkańcy wiosek, leżeliśmy ospale na matach na piasku, w cieniu jednej z chat. Ale w nocy, leżąc na macie, na piasku, cieszyłam się ciepłem śpiwora i milionem gwiazd nade mną.

     Kontrastowe były moje wędrówki w różnych górach Afryki. "Śnieg w Afryce?" - z niedowierzaniem pytano mnie. "Tak, tak" -
"Taniec trzcin" - uroczystość na dworze królewskim
odpowiadałam. Ciepła czapka, rękawiczki, ciepłe ubrania to zawartość mojego plecaka wykorzystana całkowicie. Gdy dotarłam w Góry Smocze (Drakensberg) w RPA oraz Góry Maluti w Lesotho był początek zimy (czerwiec). Rzeki i wodospady powyżej 2 tysięcy metrów zamarzały szybko. Wierzchołki szczytów bieliły się. Samochód terenowy bez problemów pokonywał świeżo ośnieżoną drogę. Trudniej było dla autobusów, które czasem cudem unikały stoczenia się w przepaść, a mnie jako pasażerowi włosy stawały dęba z przerażenia.

Dzieci rybaków z Vilankulo (Mozambik)

     Góry Simiena w Etiopii zaskoczyły mnie pięknem i roślinnością. Na wysokości 3 tysięcy metrów temperatury w nocy spadały poniżej zera. Pobliski potok otoczony był dekoracyjnymi soplami lodu, a ściany namiotu też były oblodzone. W dzień wysokie trawy lśniły złociście w słońcu. Krajobraz przecinały wysokie słupy okwieconych roślin lobelii. Rozświetlone grzywy lwich pawianów kontrastowały z cieniami granatowo-niebieskich pasm górskich. W Tanzanii, chodząc u podnóża ośnieżonej góry Kilimandżaro, krążyłam wśród wiosek i tropikalnej
Dziewczynka z Vilankulo (Mozambik)
zieleni z ogrodami wysokich bananowców. "Na zdrowie, za tych, co na górze!" - wznosiłam radosny toast ze swoim przewodnikiem, popijając lokalną specjalność - piwo bananowe.

     Góry Madagaskaru z tropikalnymi opadami wzbudzały we mnie podziw dla mistrzowskiej jazdy kierowców mini-autobusów, pokonujących wysokie gliniaste koleiny. Na drogach górskich w Zambii i Zimbabwe z przerażeniem odwracałam głowę, widząc na stokach cmentarzyska setek samochodów, głównie ciężarowych.

     "A co z wodą? Co piłaś?" - często mnie zapytywano, kojarząc Afrykę jako kontynent suszy, zarazy i biedy. Ja nie miałam kłopotu. Zawsze znalazłam dostęp do wody pitnej lub w ostateczności używałam tabletki oczyszczające. Po całej wędrówce po 20 krajach Afryki stało się dla mnie jasne, że problemem kontynentu numer jeden jest - WODA! Dostęp mieszkańców do wody pitnej często był ograniczony. To, co zobaczyłam w wioskach Zambii, poruszyło mnie do głębi. Od kilkudziesięciu lat do Afryki wpłynęły biliony dolarów na pomoc. "Gdzie one się podziewają?" - pytałam wielokrotnie
Kobieta z plemienia Herero (Namibia)
sama siebie. "Czy okrucieństwo ludzi czerpiących zyski z biedoty nie zna granic?" To pytanie wracało do mnie i stale tkwi we mnie. Regiony Afryki, które leżały niedaleko życiodajnych rzek były w znacznie lepszej sytuacji. Dotarłam do ogromnych rzek Afryki - Nilu w Egipcie, Ugandzie i Etiopii oraz Nigru w Mali. Pływałam na nich wpław i na tradycyjnych łodziach. Obserwowałam brzegi rzek, oazy zieleni i życia ludzkiego.

     We wschodniej Afryce wędrowałam wzdłuż pasma ogromnych jezior, czasem o długości setek kilometrów i głębokości setek metrów. W Malawi, siedząc na brzegu wyspy Likoma na jeziorze Malawi, miałam wrażenie, że jestem otoczona oceanem. Przejrzysta, kryształowa woda nie była jednak słona. Mieszkańcy tej wyspy nie mieli kłopotu z wodą. Kobiety, często z malutkimi dziećmi na plecach, cierpliwie dźwigały na głowie wiadra i miski napełnione wodą. "A co było głównym w tych okolicach posiłkiem?" - Oczywiście ryby! Rybołówstwo było od wieków powszechne wzdłuż całego wybrzeża Afryki jak i na jeziorach. Zapewniało to źródło posiłków wiosek leżących w pobliżu. I aż mi ślinka leci na wspomnienie krabów, małży, krewetek, ryb i innych
Wioska w Zambii
morskich smakołyków wodnych, którymi objadałam się, szczególnie w Mozambiku, RPA, Malawi i Ghanie. Jak często powtarzałam międzynarodowe słowa - "mniam, mniam, mniam" - wywołując radość gospodarzy w wielu krajach.

     Opowiadając o Afryce nie sposób ominąć dzikiej zwierzyny, często jedynych gatunków na świecie. "O lew, lew!" - zakrzykiwałam podekscytowana jak dziecko, będąc na safari w naturalnym środowisku Parku Etosha w Namibii. Dwa lwy czaiły się do zaatakowania młodej żyrafy. Pomimo
Mieszkanka zambijskiej wioski
że takie jest prawo natury, mnie ulżyło, gdy ten atak nie udał się. W Kenii, w parku Masai Mara, widziałam sytego lwa objadającego się resztkami zebry. "Może to ta zebra, którą fotografowałam poprzedniego dnia?" Kilkadziesiąt gatunków zwierząt obserwowałam na Madagaskarze - lemury, w Namibii - głównie kilkanaście gatunków antylop, zebry, żyrafy, lwy i większość innych zwierząt, w Botswanie - głównie wielkie stada słoni i hipopotamów, w Zimbabwe - głównie nosorożce, w Kenii - większość zwierząt afrykańskich oraz tysiące flamingów i pelikanów, w Rwandzie - goryle górskie, w Ugandzie - szympansy, w Etiopii - lwie pawiany - gelada. Nic więc dziwnego, że w Namibii zakupiłam dwie ponaddwumetrowe żyrafy, oczywiście drewniane. Był to prezent dla moich wnuków mieszkających w Australii.

     Do wielkiego bogactwa natury Afryki dochodzą wielkie złoża surowców naturalnych oraz szlachetnych i półszlachetnych kamieni. "Kto by nie chciał chodzić po plaży i zbierać... diamenty!?" Tak, można je w ten sposób znaleźć w Namibii, ale nie ma co marzyć o dostępie do wybrzeża. Jest mocno strzeżone. Łatwo jest tam, bez ostrzeżenia, dostać kulkę w głowę. Ogromne
Wodospady Wiktorii
kopalnie złota w RPA i innych krajach oraz kopalnie innych kamieni szlachetnych i półszlachetnych też są pilnie strzeżone. Żelazo, miedź, ropa, gaz - to dalsze surowce naturalne przynoszące ogromne dochody bogaczom, często białym właścicielom. "Kiedy bogactwo naturalne Afryki wzbogaci wszystkich Afrykańczyków, nie tylko tych skorumpowanych i białych?" - To moja kolejna refleksja po 13-miesięcznej wędrówce. Afryka, w moim przekonaniu, jest jakby wielkim skarbcem strzeżonym przez tych, którzy czerpią z tego ogromne zyski od niepamiętnych czasów lub nowobogackich, współczesnych polityków. Życie ludzi w
Zachód słońca nad jeziorem Malawi
odległych wioskach wszystkich krajów Afryki często nie uległo zmianie przez ostatnie setki lat. Kontrastem tego były niektóre miasta Afryki oraz prywatne rezydencje jednych z najbogatszych ludzi świata.

     Poznawanie przeze mnie natury Afryki było fantastyczne. Ale największą fascynującą wartością mojej całej wędrówki były moje spotkania z ludźmi. Wędrując prostymi, lokalnymi środkami transportu byłam w większości bardzo blisko życia mieszkańców 20 krajów Afryki. "Dzień dobry, witajcie, jak się masz" - to podstawowe
Chłopiec z wioski Likoma (Malawi)
słowa lokalnych języków, poparte uśmiechem, które zwykle otwierały mi serca ludzi. Niemalże natychmiast wywoływały one przyjacielski uśmiech na twarzach. Do tego w całej Afryce posługiwałam się językiem angielskim, nieraz spotykając młodych ludzi władających kilkoma językami, np. lokalnym, angielskim i francuskim. Wtedy korzystałam z ich pomocy jako przewodników. Byłam gościem w wielu domach, miejskich lub tradycyjnych chatach. Obserwowałam życie, proste, często z wielowiekowymi tradycjami i zwyczajami. Większość odizolowanych wiosek żyło bez elektryczności oraz z minimalnym wpływem świata zewnętrznego, europejskiego.

     Patrząc na moje zdjęcia z Afryki widać zwykle ludzi prostych, naturalnych i uśmiechniętych, wręcz radosnych. Spotkałam ludzi dumnych i pełnych godności oraz czułam ich przynależność kulturową. Nie mając wiele czasu na konwencjonalne kontakty, nawiązywałam znajomość instynktownie i szybko. Obserwacja codziennego życia zarówno w prywatnych domach, jak i w miejscach
Tanzańska Masajka
publicznych fascynowała mnie. Moja obecność często budziła również ich zainteresowanie. Byłam włączana do rodzin. Bawiłam się z dziećmi, czasem wołającymi na mnie - babcia. Wtedy myśli moje wracały do Australii, do moich wnuków.

     Nieraz gotowałam z kobietami. Tańczyłam z nimi, choćby na ulicy czy bazarze. Pracowałam w polu z mężczyznami. Jadłam, często rękoma, z jednej miski. Potrawy były zróżnicowane w zależności od lokalnych upraw i środowiska. W większości w Afryce dominowała kukurydza lub ryż. W krajach tropikalnych podstawę stanowiły gotowane banany, w smaku zbliżone do ziemniaków. Wyjątek stanowiła "injira" w Etiopii, wielki placek, jak naleśnik. Większość Afryki ma ogromne ograniczenie w jedzeniu mięsa. Najczęściej mięso jadało się na specjalne większe okazje i święta. Wydawało by się, że w tamtejszych klimatach był ogrom owoców. Tak, było ich dużo. Ja w większości miałam dostęp do słodkiej guawy, soczystych pomarańczy i mango, słodkich bananów i wielu innych owoców. Ale lokalna ludność miała większe ograniczenia. Aby zdobyć dodatkowe zarobki, często sprzedawano jeszcze zielone,
Zachód słońca na Zanzibarze
niedojrzałe pomarańcze lub inne owoce. W wielu krajach piłam lokalne lekkie piwa zrobione z sorgo, bananów lub zboża. Piło się je w większości w naczyniach z tykwy. "Na zdrowie!" - wznosiłam toast, wywołując dalsze uśmiechy.

     Specjalnymi dla mnie wydarzeniami było uczestniczenie w wielkich lokalnych tradycyjnych uroczystościach. "Taniec Trzcin" (Reed Dance) w Swazilandzie był tanecznym pochodem kilku tysięcy kobiet. Przybrane czerwieniącymi się materiałami niosły one wiązki 4-5 metrowych trzcin. Był to dar dla matki króla, przeznaczony do corocznej naprawy dachów tradycyjnych zabudowań
Masajki z Kenii
królewskich. Ziemia dudniła niezwykłą spontaniczną energią radości i entuzjazmu stąpających boso kobiet.

     Inne tradycje obserwowałam z szacunkiem na obchodach Dnia Herero (Herero Day) w Namibii. Wysokie kobiety, zebrane z całego kraju, ubrane w długie kolorowe i bufiaste suknie, sunęły dumnie długim pochodem. Na głowie miały również wielobarwne rożkowate turbany! - wpływy misjonarzy niemieckich. Jakże kontrastowo do znanych obrazków z Afryki wyglądały te grupy. Mężczyźni stanowili głównie jazdę konną, która prowadziła w wielkiej ciszy cały pochód do grobowców ich bohaterów narodowych.

     W Etiopii, w starej stolicy Gondar, przeżywałam wraz z tysięcznymi tłumami festiwal kościoła ortodoksyjnego - Timkat. W ten dzień członkowie rodzin łączyli się razem, nieraz jadąc autobusami wiele godzin z oddalonych miejscowości. Główną uroczystością był wielotysięczny pochód. Przy potężnych dźwiękach dudniących ogromnych bębnów, przy głośnych zaśpiewkach (chanting), przy pełnych radości grupkach
Jezioro Nakuru (Kenia)
klaszczących i tańczących jakby w ekstazie, powoli sunęła główna część procesji. Prowadziła ją grupa diakonów, młodych kapłanów, rytmicznie uderzającymi laskami o ziemię, przyśpiewując, nadając rytm metalowym instrumentem - sistrum, jak tamburynem. Dalej za nimi niesiono świętą księgę - Arkę Przymierza oraz czasem kilkanaście wielowiekowych, na długich kijach, krzyży koptyjskich, metalowych lub drewnianych. Za nimi, pod osłoną ostro-kolorowych dekoracyjnych parasoli, szła grupa najwyższych dostojników kościoła ortodoksyjnego. Pochód kończyła lokalna ludność. Było to wielkie święto radości i zjednania się
Lwica z parku Masai Mara
całego społeczeństwa.

     Afryka niewątpliwie stała się dla mnie kontynentem, który ogromnie wzbogacił moje życie. Moje grono przyjaciół i przybranych rodzin powiększyło się bardzo. Ludzie Afryki nauczyli mnie tak dużo. Czułam też, że moja obecność i osobowość wpływała często na mieszkańców wielu regionów. Po 13-miesięcznej wędrówce, po odwiedzeniu 20 krajów ogromnego kontynentu Afryki, po poznaniu tylko powierzchownie setek różnorodnych kultur, teraz wracam do wielu wspomnień. Legendą owiane ruiny w Zimbabwe mówiły o tamtejszym życiu już w X wieku. Setki wschodów i zachodów słońca tuliły jakby tajemnice ludzi tak często odmiennych od życia europejskiego, próbującego narzucać swoje wartości i zwyczaje. Leżąc na krawędzi grzmiącego Wodospadu Wiktorii w Zambii, dosłownie otoczona bajecznie barwną tęczą, marzyłam o lepszym życiu i szczęściu dla wszystkich ludzi na całym świecie i dla samej siebie.

     Wędrując samotnie z plecakiem, jako kobieta, też miałam inne obserwacje. W większości moje siwe włosy wzbudzały szacunek. Niemniej we
Kenijski nosorożec
wschodniej i zachodniej Afryce zaszokowana byłam "zainteresowaniem męskim", szczególnie wśród dwudziestolatków. Dość szybko zrozumiałam jednak, że główną rolę ma tutaj wyobraźnia. Od lat biała kobieta była w Afryce symbolem pieniędzy i potencjalnym źródłem polepszenia swego statusu ekonomicznego. Dziwne było tylko dla mnie, że wiele białych kobiet ulegało tej próżnej pokusie, wchodząc w związki z tak odmiennymi ludźmi i często robiąc im wiele krzywdy. No, ale Egipcjanie zaskoczyli mnie najbardziej. Wielokrotnie słyszałam - "Och, jaka ty jesteś piękna! Jak Kleopatra! O nie, oczy masz piękniejsze!"
Górskie goryle (Rwanda)
Sądzę, że jeśli któraś z kobiet ma kompleks brzydoty, mogłaby pojechać "na leczenie" do Egiptu. Tylko czasem, jak i ja, życzę im, aby spojrzały w lustro, aby całkowicie nie ulec czarującym mężczyznom.

     I tak, 3 kwietnia 2003, opuszczałam Afrykę Zachodnią. Byłam zdruzgotana brutalnym atakiem, jaki przeżyłam w Mali. Ale byłam też szczęśliwa, że niemalże cudem przeżyłam trudne chwile, moje życie zostało uratowane i że nie groziły mi długotrwałe skutki tego wydarzenia. Czułam jakby Anioł Stróż, który czuwał nade mną cały czas po prostu... zagapił się na moment. Od chwili rozpoczęcia wędrówki po Afryce byłam świadoma ryzyka związanego z pasją przygody. Starałam się minimalizować to ryzyko, byłam ostrożna. Mój wypadek mógł zdarzyć się wszędzie na świecie. Tak więc w mojej pamięci pozostały tysiące ludzi z Afryki, często prostych, ubogich w znaczeniu ekonomicznym. Jakże jednak byli oni bogaci i wspaniali w swoim naturalnym człowieczeństwie, jak dużo mi dali. I takich Afrykańczyków będę wspominać. Wierzę, że pewnego dnia wrócę do Afryki, do ludzi, którzy stali mi się
W górach Siemen (Etiopia)
tak bliscy.

     Kończąc swoją wędrówkę, świadoma byłam zdobycia wielkiego bogactwa - kilkunastu tysięcy zdjęć oraz setki stron notatek, rejestrujących moje doświadczenia. Zrozumiałam, że fotografując i pisząc zachowywałam obserwowany przez siebie świat, że wyzwalałam swoją osobowość jako samoobronę przed bezbronnym poddawaniem się. Jednocześnie stale mam świadomość, że wiąże się to z moim ryzykiem i odpowiedzialnością
Dziewczyna z plemienia Hamerów (Etiopia)
prezentowania świata i ludzi, jaki przekazuję innym.

     Obecnie moim marzeniem jest, abym żyła wystarczająco długo i aby starczyło mi entuzjazmu, wytrwałości i umiejętności pisania, aby móc opisać moje doświadczenia. Wierzę, że moje opisane przeżycia i obserwacje mogą wywołać wiele refleksji nad życiem własnym i innych. Wierzę, że mogą one inspirować, radować i rozszerzać wiedzę o życiu ludzi i środowisku w Afryce. Mam też świadomość, że pisząc i opowiadając jestem stale w procesie samowzbogacania się. W ten sposób znajduję potwierdzenie tego, co myślę, tego, co zaobserwowałam, doświadczyłam, przeżyłam i jakie to miało znaczenie dla mnie. Tą drogą odkrywam też swoje lęki, radości i dalsze marzenia. "Czyż nie jest to jak podwójne życie?" Pisząc przeżywam wszystko jeszcze raz i staję się jakby... młodsza, szczęśliwsza, otoczona wolnością wyboru swego życia i otaczającego mnie piękna.

Pustelnik z Lalibeli (Etiopia)






Biała pustynia (Egipt)
















Formy skalne na pustyni (Egipt)




Egipski Beduin



















Autorka z Beduinem na pustyni w Egipcie














Wybrzeże Ghany

Ojciec z synem (Togo)















Kobieta z wioski w Togo









Wioska w Togo













Tuareg na Saharze








Wioska Dogonów (Mali)














Autorka w wiosce Dogonów











 KOMUNIKATY
Już wkrótce kilka kolejnych serwisów zapraszamy do ich odwiedzania. Twoja linia.pl
 
Serwisy linia

Kliknij tu,

żeby otworzyć okienko nawigacyjne do innych serwisów





Powrót na górę   © 2003 Usługi Komputerowe s.c. & Zbigniew Bochenek                     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved