|
Antarktyczny krajobraz |
Podróż na kraniec świata jest marzeniem każdego podróżnika. Krańców może być jednak
wiele, w zależności od stawianych sobie celów i możliwości ich realizacji. Nasza podróżniczka, Monika Witkowska zawsze wybiera cele ambitne,
związane często z dotarciem do odległych, bądź trudno osiągalnych zakątków Ziemi. Tym razem udała się na kraniec kontynentu
południowoamerykańskiego, aby stamtąd dotrzeć na siódmy kontynent, Antarktydę.
Swoją podróż rozpoczęła w najdalej na południe wysuniętym mieście świata (jak głoszą reklamy), czyli
argentyńskim miasteczku Ushuaia.
|
Pingwinia rodzinka |
Jest to przede wszystkim ruchliwy port położony na Ziemi Ognistej. W pobliżu znajduje się ciekawe pasmo górskie, Kordyliera Darwina, będące
południowym zakończeniem łańcucha Andów Patagońskich. Jednak wielu turystów przyciąga do Ushuaia możliwość wyruszenia stąd jeszcze bardziej
na południe, czyli na Antarktydę. Z miejscowego portu wypływają w kierunku siódmego kontynentu różne jednostki pływające, m.in. są stąd
organizowane statkami kilkunastodniowe wycieczki, docierające do wybrzeży Antarktydy. Takim statkiem, przerobionym z lodołamacza nasza
podróżniczka wyruszyła na spotkaniem ze swym "krańcem świata". W trakcie rejsu mogła podziwiać niezwykłe piękno surowej, antarktycznej
przyrody: góry lodowe o niezwykłych kształtach i kolorach, strome zbocza antarktycznego szelfu, wynurzające się nagle z wody cielska
wielorybów, wylegujące się na brzegach słonie morskie, no i przede wszystkim olbrzymie ilości pingwinów - głównych mieszkańców brzegów
Antarktydy. Obserwacja tych zwierząt (aż 4 gatunków) - ich zachowań rodzinnych i społecznych dostarczyła wielu wrażeń i możliwości
uwiecznienia ich na błonie
|
U wybrzeży Antarktydy |
fotograficznej.
W trakcie rejsu była także możliwość odwiedzenia bazy polarników oraz krótkiej wycieczki w głąb kontynentu,
po lodowym polu poprzecinanym szczelinami. Te wypady na ląd stały uzupełniły bogate wrażenia, które poszerzyły świat doznań naszej
podróżniczki.
Jednak nie był to koniec wyzwań podczas tej wyprawy. Po powrocie na kontynent południowoamerykański Monika
Witkowska postanowiła zmierzyć się z najwyższym szczytem tego kontynentu, czyli Aconcaguą (6960 m). Udała się zatem do podnóża tej góry, aby
po spotkaniu z
|
Obóz bazowy pod Aconcaguą |
grupą wspinaczy pod kierunkiem czołowego himalaisty, Krzysztofa Wielickiego wyruszyć do obozu bazowego położonego na wysokości ok. 4800 m.
Stąd mniej uczęszczaną trasą cały zespół ruszył na podbój szczytu. Warunki pogodowe mimo optymalnej pory roku były zmienne, występowały
silne wiatry charakterystyczne dla tego regionu świata. Jednak zespół wspinaczy wraz z naszą podróżniczką wytrwale piął się do góry
zakładając kolejne obozy (ostatni na wysokości ok. 6000 m). W miarę zdobywania wysokości widoki stawały się coraz bardziej rozległe,
ukazując surowe piękno najwyższych partii Andów. Trudne
|
Widok z drogi na szczyt |
warunki meteorologiczne w połączeniu z problemami wysokościowymi członków zespołu sprawiły, że atak szczytowy Monika Witkowska
przeprowadziła samodzielnie, osiągając najwyższy szczyt Ameryki Południowej i realizując tym samym swoje kolejne marzenie.
Po trudach wspinaczki na Aconcaguę nasza podróżniczka udała się nieco na północ wzdłuż łańcucha Andów, aby
dotrzeć do rzadko odwiedzanych atrakcji przyrodniczych i kulturowych. Pierwszym przystankiem na trasie było położone u podnóża Andów
miasteczko San Juan. W jego pobliżu znajduje się bardzo ciekawe miejsce
|
W pobliżu najwyższego szczytu Ameryki Południowej |
pielgrzymkowe, związane z kultem świętej, zwanej Difunta Correa. Święta ta nie jest oficjalnie uznawana przez kościół katolicki, natomiast
cieszy się niezwykłą czcią wśród mieszkańców Argentyny, którzy ściągają tu nawet z odległych zakątków kraju. Całe wzgórze jest usiane
licznymi kapliczkami, w których wierni modlą się i składają swe wota. Panuje tu atmosfera nieco zbliżona do Jasnej Góry, aczkolwiek
charakter miejsca i przedmiot kultu są diametralnie różne.
Kolejne dwa miejsca to atrakcje przyrodnicze w parkach narodowych Talampaya oraz Ischigualasto. W obu tych
parkach przyroda
|
Wzgórze z kapliczkami ku czci Difunta Correa |
zadziwia niezwykłymi formacjami skalnymi, w postaci pionowych ścian wyniesionych w wyniku działań tektonicznych (w parku
Talampaya) oraz fantazyjnie ukształtowanymi przez erozję grzybami skalnymi (w parku Ischigualasto). Wędrówka po tych parkach dostarcza wielu
wrażeń i możliwości zadumy nad różnorodnością działań sił natury (sprzyja temu mała liczba turystów odwiedzających te rejony).
Przedostatnim punktem podróży Moniki Witkowskiej po Argentynie był nadmorski kurort Mar del Plata. To
miasto położone na wybrzeżu Atlantyku w pobliżu Buenos Aires przyciąga swymi plażami olbrzymie
|
W parku Talampaya |
ilości miejscowych i zagranicznych turystów, dostarczając im wielu atrakcji. Jedną z nich jest możliwość odbycia lotu na paralotni, z której
to możliwości nasza podróżniczka miała okazję skorzystać.
Cała podróż zakończyła się w stolicy kraju, Buenos Aires, bardzo ciekawym mieście o kosmopolitycznym
charakterze, z szerokimi alejami, licznymi secesyjnymi budowlami i relaksową atmosferą, podkreślaną licznymi ulicznymi występami mistrzów
tanga argentyńskiego. Było to odpowiednie zwieńczenie ciekawej i różnorodnej trasy naszej podróżniczki po Argentynie (i jej okolicach).
|
Skalny "grzyb" w parku Ischigualasto |
|
Mar del Plata |
|
Fragment Buenos Aires |