Logo serwisu Towarzystwa Eksploracyjnego
Strona główna
O Towarzystwie
Program spotkań TE
Relacje ze spotkań TE
Relacje z wypraw
Relacja specjalna na 25-lecie TE
Dyskusyjne forum globtroterów
Informacje wydawnicze
Galeria zdjęć
Ciekawe adresy internetowe
Skrzynka pocztowa
Archiwum

Link - www.linia.pl

Relacje ze spotkań TE
Poprzednie spotkania:
Etiopia - po nowe przygody
Afryka poza utartymi szlakami
- Malawi i Mozambik

Kanadyjskie Góry Skaliste
więcej...

Bangladeska riksza
     Bangladesz to królestwo riksz. Jest taki jak one - trochę kiczowaty, bardzo oryginalny i najbarwniejszy na świecie. Dlatego postanowiliśmy go odwiedzić. Jedyny przewodnik o Bangladeszu, jaki udało nam się kupić, nie zachęcał do przekraczania granicy drogą powietrzną. Nie posłuchaliśmy. Wylądowaliśmy w Dhace, w samym centrum najbardziej szalonej stolicy, jaką kiedykolwiek mieliśmy okazję odwiedzić. Klaksony, krzyki przekupniów i ponad 500 000 kolorowych riksz. Pojazd za pojazdem, koło przy kole, nawet mysz się nie prześlizgnie. Wokół osiem milionów zdziwionych naszą obecnością mieszkańców, dwakroć tyle przyglądających się nam oczu. Turyści w Bangladeszu to rzadki widok. Nic dziwnego. Nie ma tu monumentalnych zabytków, ani rajskich kurortów. Kraj przyciąga jedynie poszukiwaczy przygód i łowców egzotyki.

     Dhaka pełni funkcje administracyjne od początku istnienia państwa. Niezbyt długo, bo Bangladesz powstał dopiero w 1971r. Trudno się więc doszukać śladów wzniosłej przeszłości. Ciekawym miejscem okazał się port - bijące serce stolicy. Leży nad rzeką
W centrum Dhaki
Buriganga, najbardziej ruchliwą arterią wodną w kraju. W Dhace trzeba też zobaczyć Bicycle St. Choć ulice nie mają żadnych oznaczeń, to ulicę Rowerową zna każdy rikszarz w mieście. Można tu dostać siodełka, plastikowe kwiaty, malowane błotniki i barwne frędzelki. Bengalscy rikszarze prześcigają się w zdobieniu swych pojazdów. Jedni powiedzą, że to jeżdżące dzieła sztuki, inni że kicz, cyrk na kółkach. Zafascynowały nas malowane elementy. To oryginalna pamiątka. Malunki wyrażają marzenia ciężko pracującego człowieka. Podobno riksza jest jak odbicie duszy swego właściciela.

Na prowincji

     Ponad 90% mieszkańców kraju to wyznawcy Allacha. Nasz pobyt w Bangladeszu przypadł na grudzień, czyli na okres Ramadanu - muzułmańskiego święta, podczas którego post trwa od świtu do wieczornej modlitwy. W stolicy zwykle nie było kłopotu ze znalezieniem w ciągu dnia otwartej restauracji. Poza dużymi miastami suchy prowiant na śniadanie kupowaliśmy poprzedniego wieczora.

     Prowincja to dobre miejsce, by odpocząć od miejskiego tłoku. Udaliśmy się na północny wschód do miasteczka Sirimangal. Otaczają je dziesiątki plantacji herbaty. Tu życie toczy się wolniej, bardziej leniwie niż
Dziewczyny z Bangladeszu
gdziekolwiek indziej w Bangladeszu. Warto wypożyczyć rower, bo inaczej trudno się poruszać po rozległej okolicy. Tu można się przyjrzeć życiu mieszkańców i poczuć klimat bengalskiej wsi.

     W Bangladeszu spotykają się dwie wielkie azjatyckie rzeki: Ganges i Brahmaputra. Ogromna część wybrzeża pocięta jest siecią kanałów i rozlewisk. Wypływ wody z tego niewielkiego kraju jest trzeci co do wielkości na świecie, zaraz po Amazonce i Kongo. Dotarcie do miasteczka Moglna to nie lada wyczyn. Pasażerowie przesiadają się z promu do autobusu, z autobusu do łodzi i znowu do autobusu. Nie
Pracująca kobieta
dajemy za wygraną. Podmokłe lasy, zwane Sundarbans słyną z niezwykłej flory i fauny, żyją tu krokodyle i bengalskie tygrysy.

     Kolejnym celem naszej podróży było Jezioro Kaptai. Miejscowość Rangamati położona jest na wielu wysepkach, półwyspach i cyplach. Część domów zbudowano na wysokich słupach, wprost nad powierzchnią wody. Zaskakujące jest to, że w całym rojnym miasteczku nie ma ani jednej rikszy rowerowej. Liczne pagórki mogą pokonać jedynie motoriksze. Jezioro leży na terenie przygranicznym, dlatego turystom, którzy chcą popłynąć łodzią do okolicznych wiosek plemienia Czakma, przydzielana jest eskorta policji. Trudno czuć się w pełni bezpiecznie, gdy policjanci wyposażeni w archaiczne karabiny, zasypiają znużeni kolejną tego dnia przejażdżką. Widoki wynagradzają jednak wątpliwe ryzyko.

     Bogatsi, bardziej wybredni turyści z Indii czy Nepalu wolą odpoczywać w Cox's Bazar. To nadmorski kurort. Oczywiście na miarę Bangladeszu. Choć miejscowa plaża jest ponoć najdłuższa na świecie (niczym
Na plantacji herbaty
nie przerwana ma ponad 100 km), służy głównie wieczornym spacerom. Nikt się tu nie kąpie i nie smaży na słońcu. Kostiumy kąpielowe i opalenizna nie są tu w modzie.

     Bangladesz to miejsce zapomniane przez zachodnich turystów. Tu każdy dzień może się okazać wyzwaniem. To kraj dla osób gotowych na przygodę, zaprawionych w podróżniczych bojach. Mimo to podczas wyjazdu czuliśmy się dużo bezpieczniej niż na przykład w sąsiednich Indiach. W Bangladeszu spędziliśmy miesiąc. Bengalczycy są bardzo mili i gościnni, chętnie zagadują cudzoziemców. Na dłuższą metę staje się to męczące. - Skąd jesteś?, - Jak się nazywasz?, - Czy
Młody muzułmanin
podoba ci się nasz kraj? - wciąż padają te same pytania. To zwykła ciekawość. Szansa, by z bliska obejrzeć choć trochę tak odległego im świata.

     Zapraszamy też na stronę www.eskapada.republika.pl.



 KOMUNIKATY
Już wkrótce kilka kolejnych serwisów zapraszamy do ich odwiedzania. Twoja linia.pl
 
Serwisy linia

Kliknij tu,

żeby otworzyć okienko nawigacyjne do innych serwisów





Powrót na górę   © 2003 Usługi Komputerowe s.c. & Zbigniew Bochenek                     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved