Logo serwisu Towarzystwa Eksploracyjnego
Strona główna
O Towarzystwie
Program spotkań TE
Relacje ze spotkań TE
Relacje z wypraw
Relacja specjalna na 25-lecie TE
Dyskusyjne forum globtroterów
Informacje wydawnicze
Galeria zdjęć
Ciekawe adresy internetowe
Skrzynka pocztowa
Archiwum

Link - www.linia.pl

Relacje ze spotkań TE


Poprzednie spotkania:
Rzym – wieczne miasto cz. I
Lądem dookoła Azji cz. II - Tajlandia, Kambodża, Laos
Na krańcu świata - Antarktyda i Argentyna
więcej...
Krajobraz Jawy

     Już drugi dzień jesteśmy w Jakarcie. Gorąco jak w saunie, ale całkiem miła atmosfera, bez specjalnego poczucia zagrożenia. Zwiedziliśmy starą dzielnicę (dawna Bathawia) teraz Kota i port plus okoliczne slumsy. Byliśmy tez we wspaniałej kafejce Batawia Cafe - przez 30 minut czuliśmy się jak kolonialiści (koloniści), a potem wróciliśmy w ukrop miasta. Centrum miasta jest raczej przytłaczające i drogie.

     Z Jakarty przenieśliśmy się samolotem na Bali. Wylądowaliśmy w miłym hoteliku w Kucie (balijski Sopot). Stąd po wygrzewaniu się na plaży pojechaliśmy do Ubud, duchowej stolicy Bali. Zamieszkaliśmy w hoteliku
Na koralowej wyspie
z widokiem na pola ryżowe i gaj kokosowy; wokoło kwitły storczyki, gruchały gołębie i co wieczór przechodziła wielka procesja. Ogólnie Bali jest piękne - pełne wspaniałych świątyń położonych w dżungli. Wygląda trochę jak Nepal, ale z morzem.

     Pierwszego dnia wieczorem po obejściu miasteczka trafiliśmy na procesję Balijczyków (hindu) udającą się do świątyni w małpim lesie. Wskoczyliśmy w sarongi i poszliśmy za nimi, by posłuchać gry na dzwonkach i modlitw. Następnego dnia pojechaliśmy do okolicznych świątyń na rowerach, znowu trafiliśmy na wielkie uroczystości, tym razem w dzień, więc można było zrobić zdjęcia. Niesamowite były kobiety niosące na głowach
Jezioro w masywie Rinjani
misternie poukładane kosze owoców (1 metr wysokości).

     W kolejnym dniu pobytu na Bali zafundowaliśmy sobie objazd dalszych świątyń samochodem. Byliśmy w nich wcześnie rano, jeszcze przed najazdem turystów, więc mogliśmy cieszyć się niesamowitym nastrojem tych miejsc i w ciszy nasłuchiwać groźnych demonów. Wybraliśmy się także do małpiego lasu - pięknego kawałka dżungli ze świątyniami i stadem makaków.

     Po kilkudniowym pobycie na Bali przenieśliśmy się na prawie bezludne wyspy Gili w pobliżu Lomboku. Są tu śliczne plaże, kolorowe rybki, rafa koralowa i żółwie morskie, z którymi pływaliśmy. Do wody było 20 m z sypialni, a od
Procesja z darami na Bali
brzegu 5 m do rafy, więc się nie nachodziliśmy. Jednym słowem raj, do tego dobry sprzęt. Nurkowaliśmy 4 dni, aż rybki nauczyły się naszych imion na pamięć. Potem udało nam się szybko przedostać w głąb Lomboku - do małej wioski z polami ryżowymi, palmami i bananowcami - Senaru, która leży na zboczach wulkanu Rinjani. Stąd zaczęliśmy nasz niesamowity trzydniowy trekking - najpierw na krawędź starego wygasłego wulkanu (2000 m do góry przez prawdziwą dżunglę), a potem do jeziora w kraterze kolejne 700 m (tym razem w dół). Pierwsza część przez dżunglę to była prawdziwa zabawa dla dużych chłopców; pot lał się strumieniami (dosłownie), koszulki wyżymaliśmy jak marines na ćwiczeniach i jeszcze ta dżungla z małpami, ptakami i wszystkimi przerażającymi, ruszającymi się małymi stworzonkami. Wody tu raczej nie ma, więc wzięliśmy 6 litrów, by dojść do postoju na 2000 m i tu miała być możliwość uzupełnienia ze źródła. Szliśmy tam ok. 6 godzin, zużyliśmy 4,5 litra. Wieczorem dotarliśmy na krawędź wulkanu, a rano w dół 600 m ze zjazdami, schodzeniem na czterech kończynach kominami, to wszystko okraszone ekspozycją, na szczęście trawiastą. Po zejściu do jeziora nagrodą była kąpiel w gorących źródłach, a następnego
Wulkaniczny krajobraz Jawy
dnia czekał nas powrót do góry i znowu w dół aż do Senaru, gdzie wróciliśmy brudni, głodni, ale szczęśliwi. Następnego dnia udało się nam dotrzeć na Jawę, do wulkanu Bromo i to w ciągu jednego dnia!

     Po przeleceniu z Lomboku na Jawę pojechaliśmy oglądać wulkany. Świtem wjechaliśmy jeepem na jeden z nich, aby oglądać dymiący non stop Bromo i puszczający co 20 minut dym Semeru. Było wspaniale. Potem przejechaliśmy przez morze piasku i weszliśmy na Bromo. Na krawędzi krateru dawał się we znaki strasznie gryzący, jak kwas siarkowy, dym.

     Potem pojechaliśmy autobusikiem do Jogyakarty. Yogya była bardzo ciekawa, zabytki hinduskie, buddyjskie
Świątynia Borobudur
batiki i tańce (półtorej godziny Ramajany - prawdziwy hard core).

     Z Yogya pojechaliśmy pociągiem do Jakarty. Widoki za oknem (przemierzyliśmy pół Jawy) można streścić jako 8-godzinny film pt. "Jak rośnie ryż", czyli raczej spokojny, za to w pociągu folk na całego. Wysłuchaliśmy 40 zespołów, 120 razy chciano sprzedać nam ryż, 12 razy notesiki, długopisy, raz misie, 10 razy przechodzili ludzie bez nóg itp. Kupiliśmy ryż, tapiokę, krewetki i dwie cole.

     Z Jakarty szybko przenieśliśmy się samolotem na centralną Sumatrę, do miasta Padang, a stamtąd autobusem do Bukittingi, małego miasteczka położonego 900 m n.p.m. w odległości 50 km
Dom plemienia Minangkabau
od równika. Jest tu miły chłodzik, w zasięgu wzroku dwa wulkany, w tym jeden aktywny, a drugi wygasły, otaczają nas pola ryżowe i dżungla. Zaraz po przyjeździe byliśmy na walce byków - to taka impreza, na której 300 facetów zakłada się, który bawół pierwszy zrejteruje z areny, potem przystawiają bawoły rogami do siebie i poganiają, ale prawdziwe emocje zaczynają się, gdy jeden byk zaczyna uciekać, tratując wszystkich po drodze. Pierwszy przebiegł nam prawie pod pachą, więc było lepiej niż na dyskotece w Sochaczewie. Byliśmy też na tańcach tradycyjnych, w tym tańcach na szkle i oglądaliśmy miejscową sztukę walki, rodzaj kung-fu, ale też na rozbitym szkle (słowem pumeksy tu jeszcze nie dotarły), na koniec tańczyliśmy z artystkami (ale nie na szkle).

     Po tych pierwszych atrakcjach wybraliśmy się na tereny ludu Minangkabau. Ludzie z tego
Młodzi Indonezyjczycy
plemienia mieszkają w domach o dachach jak rogi byka, a kobiety mają tu władzę absolutną (matriarchat), to znaczy, że mężczyźni nic nie dziedziczą i przychodzą do żon tylko na ich przywołanie.

     Ostatnie dni spędziliśmy na bezludnych wysepkach leżących niedaleko plaży Bungus, jakieś 30 km od Padangu. Nurkowaliśmy i opalaliśmy się tam w przepięknym otoczeniu dzikiej przyrody, podziwiając zapierającą dech w piersiach rafę koralową.



 KOMUNIKATY
Już wkrótce kilka kolejnych serwisów zapraszamy do ich odwiedzania. Twoja linia.pl
 
Serwisy linia

Kliknij tu,

żeby otworzyć okienko nawigacyjne do innych serwisów





Powrót na górę   © 2005 Usługi Komputerowe s.c. & Zbigniew Bochenek                     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved