Logo serwisu Towarzystwa Eksploracyjnego
Strona główna
O Towarzystwie
Program spotkań TE
Relacje ze spotkań TE
Relacje z wypraw
Relacja specjalna na 25-lecie TE
Dyskusyjne forum globtroterów
Informacje wydawnicze
Galeria zdjęć
Ciekawe adresy internetowe
Skrzynka pocztowa
Archiwum

Link - www.linia.pl

Relacje ze spotkań TE
Poprzednie spotkania:
Sanktuarium Annapurny
Przez środek Państwa Środka
Mongolia - w kraju Czyngis-chana
więcej...

     W czerwcu 2002 roku wybraliśmy się samochodem do Norwegii. Mieliśmy ochotę zobaczyć:
Fasada katedry Nidaros w Trondheim
"słońce o północy" za kręgiem polarnym, norweskie lodowce z bliska, mnóstwo malowniczych fiordów i przede wszystkim Lofoty.

     Wiedzieliśmy, że Norwegia jest bardzo droga (zawyżony kurs korony norweskiej), więc nastawiliśmy się na noclegi na dziko i na własny wikt. Biwakowanie na dziko jest dozwolone z wyjątkiem miejsc, gdzie wisi zakaz. Problem w tym, że tam, gdzie da się dojechać, nie można postawić namiotu (głazy, nie ma płaskich powierzchni). Piesi turyści zawsze coś znajdą. Mycie się nie jest problemem - przy głównej drodze w stronę Nordkapu są bezpłatne parkingi z toaletami z bieżącą wodą, często ciepłą, a przy atrakcjach turystycznych można wziąć prysznic za 10 koron, czyli ok. 5 zł.

     Gotowanie: tu uwaga! Kupując we Francji butlę z palnikiem dostaliśmy drukowaną informację, w których krajach można ją wymienić, a w których tylko napełnić. Wśród tych ostatnich była wymieniona Norwegia. Ponadto przeczytaliśmy w jakimś piśmie w Polsce, że można w Norwegii kupić butlę, którą za zwrotem gotówki oddaje się przy wyjeździe.

     Spędziliśmy w Norwegii 6 tygodni, gaz skończył się nam wcześniej. Musimy napełnić butlę. Okazuje się, że w całej Skandynawii butle napełnia się czystym propanem (temperatura!) i nie wolno im napełniać obcych butli. Trudno, kupujemy butlę. Ale co z
Centrum turystyczne na Kręgu Polarnym
palnikiem? Nasz unijny nie pasuje. Musimy kupić też i palnik, którego już nie można zwrócić. Trudno, musimy kupić. Nie ma małych turystycznych palników, są tylko normalne kuchenki, za ciężkie pieniądze! Rozumiemy teraz, dlaczego we wszystkich miejscach nadających się na biwak, widać ślady po ogniskach! Latem obowiązuje zakaz palenia ognisk, ale nie ma żadnego niebezpieczeństwa pożaru, bo wszystko mokre: ściółka, kora drzew, chrust. Ewa jako dzielna squaw buduje z paru kamieni maleńkie kuchenki i w najgęstszym deszczu cichaczem rozpala mikroognisko z mokrego drewna. Do końca wycieczki już tak gotujemy.

     A co jemy? W tym diabelnie drogim kraju jest parę artykułów, o których Norwedzy sami piszą, że to "strawa dla emerytów". (Emeryci, których poznaliśmy, narzekali na biedę.) Jest jeden tani, tańszy niż Polsce (bardzo smaczny!) gatunek chleba, ale można go w zasadzie dostać tylko rano, najłatwiej w Remie. Są tanie kulki rybne w puszce i kotleciki z mielonej ryby do smażenia. Spotkani
Jezioro Kobvatnet z odbiciem
Polacy reklamowali mrożone łososie, ale myśmy nigdzie na nie nie trafili. Można też dostać tani dżem morelowy lub truskawkowy, makaron i herbatniki. Pyszny jest dżem żurawinowy, też niezbyt drogi, w kilogramowych wiaderkach.

     Ponieważ świadomie ominęliśmy Oslo, na prostej drodze na daleką północ mieliśmy w zasadzie dwa warte zwiedzenia miasta: Trondheim i Narwik. W Trondheim zbudowano na dawnym szlaku pielgrzymek wspaniałą katedrę z grobowcem króla Olava II, który walcząc o chrystianizację Norwegii zginął w bitwie pod Stiklestad w 1030r. i został później kanonizowany. Ogromna gotycka katedra zbudowana w latach 1130-80 i rozbudowana w XIV w. jest największą zachowaną budowlą średniowieczną w całej Skandynawii. W Trondheim warto zatrzymać się choćby na cały dzień, by obejrzeć stare miasto skupione wokół portu rybackiego, kanałów i dawnych malowniczych spichrzy nad nimi, nowoczesne centrum i fortecę na wzgórzu, skąd widać i całe miasto i dalsze odnogi fiordu.

Lofoty, Kirkefjord, okolice Reine

     Przekroczenie kręgu polarnego to nie taki ewenement jak przekroczenie równika na statku wycieczkowym, ale Norwedzy uznali, że opłaci się i to doświadczenie wykorzystać i przy głównej szosie na północ, na górskim płaskowyżu, na szerokości 66° 33' zbudowali wielki ośrodek informacyjno-rekreacyjny, ze stacyjką kolejową (na bezludziu), kilkoma pomnikami, pocztą, muzeum, sklepem z pamiątkami (m.in. skóry reniferów) stemplowaniem znaczków okolicznościowym stemplem i podobnymi atrakcjami (wśród nich toaleta z ciepłą wodą, oczywiście darmowa, jakieś Francuzki myły włosy pod kranem i suszyły pod suszarką do rąk!).

     W krajobrazie norweskiej północy dominują fiordy, jeziora i na ogół łyse, strome góry, którym wędrówki lodowców nadały zadziwiająco wygładzone formy. Odbite w idealnie gładkiej powierzchni jeziora takie góry wyglądają jak na kiepskim landszafcie.

Lofoty, okolice Ballstad, cieśnina Nappstraumen i wyspa Flakstadoya

     Narwik to dla Polaków miejsce pamięci, dla Norwegów i Szwedów to ogromna baza przeładunku transportowanej koleją z Kiruny szwedzkiej rudy żelaza na masowce, by popłynęła w świat.

     W Narwiku są dwa groby polskich żołnierzy, którzy zginęli w działaniach wojennych, jeden znaleźliśmy, drugiego, gdzie leży więcej ofiar, nikt nie umiał nam wskazać, nawet informacja turystyczna!

     Od Trondheim (23.6) noce są już całkiem jasne, można czytać, ale dopiero poza kręgiem polarnym słońce w lecie nie zachodzi co najmniej przez jedną noc. Chcieliśmy to zjawisko zobaczyć w dobrych warunkach, więc popędziliśmy jeszcze dalej na północ, aż na 69. równoleżnik i wybraliśmy miejsce nad morzem, na wyspie Langoya w archipelagu Vesteralen, gdzie horyzontu od strony północnej nie przesłaniały żadne wysepki. Wyczekaliśmy do "prawdziwej" lokalnej północy, czyli do godziny pierwszej, kiedy słońce obniżyło się maksymalnie, ale nie schowało, i zrobiliśmy dla własnej satysfakcji serię zdjęć - słońca nisko nad połyskującymi falami i "prawie-nocnych" krajobrazów.

     Przedłużeniem Vesteralen jest drugi archipelag - Lofoty. Głównym zajęciem mieszkańców wysp są połowy i
Tromso - stare magazyny portowe przerobione na domy
suszenie na wielkich rusztowaniach dorszy (zimą! - latem widzieliśmy tylko dwa suszące się marne dorsze), ale turyści przyjeżdżają tu, by nasycić oczy pięknymi krajobrazami, upolować kamerą wieloryby i foki, pokręcić się w motorówce w wirach maelstromu opisanego przez Verne'a w powieści "20000 mil podmorskiej żeglugi". Nas urzekły krajobrazy: wyspy i wysepki z łańcuchami stromych, niemal pionowych gór wyrastających wprost z morza, głębokie i kręte zatoki, kolorowe osady rybackie (niekiedy liczące zaledwie parę domów), tysiące krzykliwych mew. Przez cały archipelag, aż do ostatniej miejscowości o najkrótszej możliwej nazwie "A" (z małym kółeczkiem u góry) biegnie szosa. Cieśniny między wyspami przekracza się po wysokich, kilkusetmetrowej długości mostach, w jednym miejscu promem, a w jednym miejscu podmorskim tunelem. Płatnym.

     Nie wybieraliśmy się na Nordkap. Zniechęcili nas inni turyści, zgodnym chórem informując, że jest tam zimno, wilgotno, mglisto, bardzo drogo (wjazd płatny) i w ogóle nie doświadcza się niczego ciekawego poza satysfakcją, że "zaliczyło się" północny kraniec Europy. A im dalej na północ tym benzyna oczywiście droższa.

     Najdalej dojechaliśmy do Tromso (z przekreślonym po norwesku o). Tromso to sympatyczne miasto, osobliwie położone: pomiędzy górzystymi wyspami leży stosunkowo niska wyspa-miasto, dojazd z dwóch stron przez dwa wielkie mosty. Zabudowa jest tak
Droga Trolli widziana z przełęczy
gęsta, że zdecydowano się na podziemną sieć głównych dróg między dzielnicami. Trochę zgłupieliśmy, kiedy w dość słabo oświetlonym tunelu nagle znaleźliśmy się na rondzie i trzeba było po ciemku wybrać jeden z wariantów prowadzących do różnych dzielnic o nieznanych nam nazwach. Tromso chlubi się różnymi "naj": najdalej na północ położone są: uniwersytet, katedra, pole golfowe, browar i Burger King (przepisaliśmy to z Lonely Planet).

     Z północy wracaliśmy wolniej, jeżdżąc zygzakiem od lodowca do fiordu i do następnego lodowca i następnego fiordu i tak dalej, obejrzeliśmy słynną Ścianę Trolli i ze strachem (znak drogowy ostrzega przed trollami) wjechaliśmy serpentynami jeszcze słynniejszą Drogą Trolli. A fiordy Geiranger i Naeroy, niesamowity punkt widokowy Preikestolen, prastare kościółki, wąwóz Rjukan i Oslo - następnym razem.

     Gdyby ktoś się wybierał w tamte strony i chciał zasięgnąć informacji z pierwszej ręki, prosimy o e-kontakt: l.adamski@acn.waw.pl.




 KOMUNIKATY
Już wkrótce kilka kolejnych serwisów zapraszamy do ich odwiedzania. Twoja linia.pl
 
Serwisy linia

Kliknij tu,

żeby otworzyć okienko nawigacyjne do innych serwisów





Powrót na górę   © 2003 Usługi Komputerowe s.c. & Zbigniew Bochenek                     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved