| |
Widziałem góry na wszystkich kontynentach i nie spodziewałem się, że górski krajobraz
|
Krajobraz gór Siemen |
może mnie swym wyglądem zaskoczyć. W Etiopii zrozumiałem, że wszystko jeszcze przede mną. Znalazłem się w górach, jakich nigdzie indziej nie
ma na Ziemi. Pionowe urwiska, z których można skakać na spadochronie, wielkie kaniony, śmiałe iglice, a ponad kaniony wznoszą się jeszcze na
tysiąc metrów wierzchołki wygasłych wulkanów.
Najniższe partie gór porosłe są zielonymi, nawet w porze suchej, wrzoścami. Wyżej rozciągają się
przypominające łąki, płaskie przestrzenie, porosłe bardzo egzotycznymi lobeliami.
W górach żyją też endemiczne gatunki zwierząt. Ginący gatunek wilka, koziorożec alpejski walia i wspaniale
owłosione pawiany gelada, popularnie zwane krwawiącym sercem, lub lwim pawianem. Zbliżając się do grupy pawianów, przemawiałem do nich w
najczulszy sposób. Siadałem kilka
|
Formy skalne w górach Siemen |
metrów od nich i wtedy fotografowałem. Gdy przekroczyłem, zdaniem pawianów, granicę ich bezpieczeństwa, pokazywały okazałe zęby i wydawały
odstraszające warknięcia. Jednak nie atakowały, a odchodziły. Trafia tu około tysiąca turystów rocznie. Trekingi są świetnie zorganizowane.
W Debark, w Dyrekcji Parku Narodowego zgłasza się trasę. Obowiązkowo trzeba zabrać z sobą skauta, to jest człowieka z karabinem. Bardzo
wygodnie wziąć przewodnika, bo zna on angielski. Można również wynająć muły do transportu sprzętu biwakowego, wody i jedzenia, ale również
przy większej grupie warto mieć osiodłane muły, na których w przypadku zmęczenia można trochę podjechać. Bardzo wygodnie jest zabrać
kucharza, bo on potrafi zakupić żywność. Potrafi kupić barana czy kurę i je przyrządzić. Bardzo wygodnie, że można
|
Wioska w górach Siemen |
też wypożyczyć namioty, materace, a nawet śpiwory. Siedmiodniowy treking kosztuje trochę ponad 100 dolarów od osoby + niewielkie koszty
żywności. Koszty wzrosną jeżeli chcemy pierwszy, stosunkowo mniej ciekawy odcinek pokonać samochodem. Warto to zrobić w jedną stronę. W
drodze w góry lub w drodze powrotnej z Chanek do Debark. Myślę, że lepszym wariantem jest skorzystanie z samochodu ostatniego dnia. W ciągu
dnia jest tu bardzo ciepło, a może dokładniej, bardzo silnie operuje tu słońce. Należy mieć koszulkę z rękawami, kapelusz i okulary.
Natomiast po zachodzie słońca robi się bardzo zimno, zamarza woda, śpiwór trudno rozgrzać. Noc jest długa. Wstające słońce jednak szybko
rozgrzewa i kolejno zrzucamy z siebie nocne ciuchy. Są tu wspaniałe ściany wspinaczkowe, ale treking jest stosunkowo prosty. W ciągu dnia
pokonuje się duże różnice wysokości. Pamiętajmy, że cały treking odbywa się na
|
Osada w górach Siemen |
wysokości ponad 3000 metrów, a powinien być uwieńczony zdobyciem Rasdaszen, lub innego szczytu o wysokości znacznie przekraczającej 4
tysięcy metrów.
W górach najciekawsi dla mnie byli ludzie. Wioski położone są nawet na wysokości ponad 3,5 tysięcy metrów.
Są przyjaźni, pracowici i pobożni. Poznałem kilkunastoletniego chłopca, który nieźle rozmawiał po angielsku. Okazało się, że nauczył się go
w miejscowej szkole. W drodze do niej musiał pokonać ponad 600 m różnicy wysokości i sporą odległość. Tą samą drogę, tylko do kościoła,
pokonywała dwa razy w tygodniu jego mama. Spotkaliśmy ją przy ujęciu wody. Przez swego syna mama zaprosiła mnie na kawę. Szliśmy z
miejscowym chłopcem, więc nie byliśmy
|
Etiopka |
całkiem obcy. Już po drodze fotografowałem kobiety przędące bawełnę. Spotykałem ludzi przy swoich codziennych zajęciach, zaglądałem do
mrocznych wnętrz domów. W domu mamy naszego przewodnika był Pan domu, dzieciątko, kilku starszych synów, przychodzili znajomi. Był wśród
nich młody mężczyzna, który akurat przybył z Debark, gdzie pracował w Dyrekcji Parku Narodowego i znał angielski nawet lepiej od naszego
młodego kolegi. Dzięki niemu mogliśmy z wszystkimi rozmawiać. Zwyczaj palenia i parzenia kawy jest oryginalny. Kuchnia to po prostu otwarty
ogień, a dym uchodzi przez otwory w dachu. Najpierw Pani pali kawę na patelni, następnie ubija w drewnianym moździerzu. Później gotuje w
czajniku. W międzyczasie wyjęła pieniążek z woreczka na piersiach i posłała jednego z synów do sklepu po cukier. Wyglądało to tak, że cukier
dodawano tylko ze względu na gości. Kawę nalewa się do filiżanek, które wyglądały na porcelanowe, a przynajmniej na ładny fajans, z dużej
wysokości. By kawę napowietrzyć. Kawa jest bardzo mocna i wyjątkowo smaczna. To przecież słynna Abisynka. Poznałem dom i cała rodzinę,
spędziłem kilka godzin na rozmowach o życiu i ich ciężkiej pracy. Wspominaliśmy też historię. Wojnę z Włochami i Cesarza, wszyscy tu o nim
mówią bardzo ciepło. Myślę, że te chwile były najciekawszymi w tej podróży. Wydaje mi się, że dla takich spotkań warto zwiedzać świat.
|
Pielgrzym |
Ale nie tylko góry mnie zafascynowały. Widziałem Gondar, w którym, między innymi, mieszkał cesarz Ijasu,
był on ostatnim, który rozmawiał z Arką Przymierza. Wydarzenia te opisuje historyczna kronika wśród szczegółowych relacji z bitew i życia
dworu. Miało to miejsce w 1691r. Trzydzieści lat po ukazaniu się Principia mathematica Newtona, Ijasu miał kontakty z dworem Ludwika
XIV. Leczył ich ten sam lekarz, a w opisie spotkania aż roi się od cudów.
Ijasu odwiedził Arkę w Aksum, gdzie jest ona do dziś, chociaż nikt poza jej jedynym opiekunem nie ma i nie
miał do niej dostępu. W Aksum oglądałem słynne pole stel z monolitów skalnych o wysokości ponad 20 m. Ustawione zostały jeszcze przez
pogańskich królów, zanim w IV wieku n.e. Ezana przyjął chrześcijaństwo i umieścił na swych monetach krzyż. Pokazano mi ruiny pałacu Królowej
Saby, jej basen, schody, po których do tego basenu schodziła. Czułem kontakt z piękną legendą o królu Salomonie, królowej Sabie, ich synu
Meneliku i frapującej, pełnej sprzeczności, opowieści o Arce Przymierza.
Rolę Arki dla religii wywodzących się z Biblii trudno przecenić. Pan Bóg stworzył Świat w siedem dni, a
przekazywał Arkę Mojżeszowi 42 dni. Sugeruje to, jak wielkie musiało być znaczenie praw przekazywanych na górze Synaj.
|
Lalibela - kościół wykuty w skale |
Datowania nie potwierdzają, że są to ruiny pałacu Saby, ale gdy je zwiedzałem, to byłem pewny, że widzę
piec, w którym pieczono dla niej chleb i oglądam jej łazienkę.
Zupełnie innym przeżyciem było dla mnie zwiedzanie Lalibeli - świętego miasta. Archanioł Gabriel zabrał
króla Lalibelę do nieba, pokazał mu Niebieską Jerozolimę i polecił wybudowanie jej kopii na Ziemi. Król natychmiast zabrał się do pracy i
rozpoczął budowę. W nocy przybył archanioł z aniołami i budowę dokończył. Tak powstało 11 kościołów wykutych w monolitycznej skale.
Wydarzenia te opisał portugalski jezuita Francisko Alvarez który przybył do Etiopii w 1520r. Powrócił do Portugalii
|
Przy wejściu do kościoła |
po 15 latach, nie miał
on wątpliwości co do cudownego pochodzenia miasta, które swą nazwę wzięło od imienia króla. Zwiedzając te kościoły i dziś nie mamy
wątpliwości co do ich cudownego pochodzenia, przecież nie potrafiliby tego dokonać nawet współcześni mieszkańcy miasta.
Przedstawione przeze mnie miejsca to jedynie bardzo mała część z tego, co można zobaczyć we wspaniałej i
jeszcze nie zadeptanej Etiopii.
NASTĘPNE SPOTKANIE...
Zapraszamy na dalszy ciąg wyprawy dookoła świata z Kingą i Chopinem.
|
|