Logo serwisu Towarzystwa Eksploracyjnego
Strona główna
O Towarzystwie
Program spotkań TE
Relacje ze spotkań TE
Relacje z wypraw
Relacja specjalna na 25-lecie TE
Dyskusyjne forum globtroterów
Informacje wydawnicze
Galeria zdjęć
Ciekawe adresy internetowe
Skrzynka pocztowa
Archiwum

Link - www.linia.pl

Relacje ze spotkań TE
Poprzednie spotkania:
Meksyk i Belize - piraci, Indianie i piramidy
Wenezuela - tepui i anakondy
Goa - ucieczka z Tybetu
więcej...

Sousse: obronny meczet
     Zwykłym dla nas sposobem, tj. we dwoje, bez biura turystycznego i bez udziału w wieloosobowej imprezie, polecieliśmy do Tunezji i obejrzeliśmy w ciągu trzech tygodni najciekawsze okolice i obiekty. Stycznia nie możemy polecać turystom, bo zimno (zwłaszcza noce w nieogrzewanych hotelach!), a deszczu bywa więcej niż przeciętnie. Trafiliśmy na jeden dzień naprawdę deszczowy i kilka pochmurnych z przelotnymi deszczami. Poruszaliśmy się na kilku pierwszych odcinkach koleją, a potem autobusami, mikrobusami jeżdżącymi ustaloną trasą, zwanymi louage, taksówkami, a nawet autostopem (kierowcy przyjmowali drobny datek bez ceremonii) i pieszo na przemian. Na wielbłądach jechaliśmy raz, na zasadzie lokalnej atrakcji - i mamy (tylko jedno z nas!) dość.

Kairouan, wielki meczet, sala modlitewna

     Jako "indywidualni" musieliśmy się postarać o wizę (co wymagało pisemnej spowiedzi w ambasadzie) i dostaliśmy ją z pewnymi kłopotami - na dzień przed odlotem. Z tunezyjskiego ośrodka informacji turystycznej w Alejach Jerozolimskich dostaliśmy ciekawe foldery i plany miast. Lot na trasie Warszawa-Tunis i powrót rejsowym samolotem Tunis Air (jedno połączenie tygodniowo, w czwartki) - bez zastrzeżeń. Prawie natychmiast wyruszyliśmy pociągiem do Sousse i tu założyliśmy bazę na trzy dni, żeby zobaczyć to miasto a także Monastir (godzina jazdy koleją) i Kairouan (60 km autobusem).

     Tunezja to raj dla fotografa: w muzeach, wykopaliskach, arabskich meczetach, mauzoleach i pałacach zapłaciwszy 1-1,2 dinara, czyli góra 1 dolara, prawie wszystko wolno fotografować. A jest co: przede wszystkim rzymskie mozaiki, bardzo fotogeniczne, arabską architekturę i ornamentykę, stroje.

Ksar Ouled Soltane: ghorfy

     Co zapamiętaliśmy ze zwiedzania Sousse? Nad mediną góruje zamek z rozległym widokiem na miasto i morze; w muzeum zamkowym zobaczyliśmy pierwsze mozaiki rzymskie. Medina, położona na zboczu zamkowego wzgórza, otoczona jest potężnym, dobrze zachowanym murem obronnym z kilkoma bramami. W dawnych czasach mieszkańcy miasta musieli obawiać się najeźdźców, skoro w obrębie murów wznieśli zamek z wysoką wieżą, ufortyfikowany meczet (na zdjęciu) i tak zwany ribat. Dziś jedyni najeźdźcy, głównie z Europy, chętnie zostawiają tu swoje euro, ku zadowoleniu tubylców...

     Kairouan jest miejscem pielgrzymek muzułmanów ze względu na mauzoleum (zauia), w którym pochowano Sidi Sahaba, według legendy noszącego przy sobie trzy włosy z brody Mahometa. Wnętrze mauzoleum obejmuje szereg sal i dziedzińców bogato zdobionych wielobarwnymi kafelkami i stiukiem, i to na wysokim poziomie artystycznym. Ciekawy jest położony w medinie słynny, wielki, najstarszy w Maghrebie meczet z potężnym minaretem zbudowanym na podstawie kwadratu. Udało nam się zajrzeć do sali modlitewnej z wieloma rzędami kolumn (zdjęcie), niestety nie mogliśmy wejść i z bliska obejrzeć mihrabu i minbaru. I jeszcze zafrapowała nas w medinie osobliwa studnia: z małego placyku po zewnętrznych schodach weszliśmy na (wysokie) piętro budowli, gdzie w głównym, dość ciasnym pomieszczeniu, chodził w kółko w kieracie (głównie dla uciechy turystów) kolorowo przystrojony wielbłąd. Prymitywny mechanizm kieratu z drewnianymi "kołami zębatymi" powodował ruch pasa bez końca, do którego przywiązane były naczynia wynoszące z czeluści dwudziestometrowej studni zimną i podobno bardzo smaczną wodę. Jak to zwierzę zdołało się wdrapać po schodach?

Matmata: główny dziedziniec podziemnego hotelu

     Monastiru nie ma co opisywać - duży ośrodek turystyczny plus ribat, muzeum strojów i ozdobne mauzoleum Burgiby.

     Jeszcze dwa przystanki w miastach (El Jem z muzeum rzymskich artefaktów (mozaiki!) i częściowo zachowanym, ogromnym koloseum i Sfax, gdzie oprócz obowiązkowej kasby zwiedziliśmy w medinie bardzo interesujące wnętrza domu zamożnego arabskiego rodu) i poczuliśmy "oddech pustyni" - w styczniu było to 8-15 stopni, ale słońce było bez zastrzeżeń. W pobliżu dwóch miast Medenine i Tataouine, w zasięgu jednodniowych wycieczek zachowały się jeden cały i ruiny kilku ksarów. Na poły koczownicze plemiona berberyjskie budowały na szczytach wzgórz wioski i zespoły spichrzów zwanych ghorfy dla przechowywania niezwykle cennej dla nich żywności - zboża i oliwy - i ochrony przed zrabowaniem jej przez Arabów. Dziś ksary są częściowo opuszczone, stopniowo popadają w ruinę, ale nadal są atrakcją turystyczną, a o wschodzie (brrr...zimno!) i o zachodzie słońca mogą być wdzięcznym tematem dla fotografa (zdjęcie).

     Jeden dzień i noc spędziliśmy w miejscowości Matmata, którą warto odwiedzić ze względu na pustynno-górzysty krajobraz (warto pójść na pieszą wycieczkę na lekcję geologii i ochrony środowiska - erozja!) ale przede wszystkim na podziemne domostwa wydłubane w dość miękkiej skale. Ponieważ jedną z takich dłubanek wykorzystano jako hotel (kręcono w nim niektóre sceny filmów Gwiezdne wojny oraz Poszukiwacze zaginionej Arki), mogliśmy obejrzeć ją także od środka. Wykopuje się ogromny dół o pionowych ścianach, rodzaj podwórka o głębokości 8 i więcej metrów, a wokół niego wydłubuje się poszczególne sypialnie, jadalnie, kuchnie, toalety, pomieszczenia gospodarcze, a także tunele jako korytarze, z niezbędnym wejściowym. Jest to zapewne podyktowane klimatem, potrzebą chronienia się przed upałem, i możliwe jest jedynie przy odpowiednim, niezbyt twardym gruncie. W naszej sypialni "szafa" i "komódki" były wnękami wyżłobionymi w ścianach jaskini i pobielonymi. Ale tapczany były normalne, a "pokój" zamykało się na kłódkę. W odległości kilku kilometrów inne podobne wioski (Beni Aissa, Chembali, Techine, Hedege), do których dociera mniej turystów.

Chebika: górna część wąwozu

     Skraj prawdziwej Sahary mogliśmy zobaczyć w Douz, gdzie organizowane są półdniowe lub całonocne (ach, te gwiazdy! Ale jak zimno!) wycieczki na wielbłądach. Były piaszczyste wydmy, namioty nomadów, placki pieczone w gorącym popiele. Przereklamowane. Natomiast jazda na wielbłądzie jest czymś wspaniałym! (EA)/okropnym! (LA). Tylko siądźka boli. (Może lepiej zafundować sobie krótszą przejażdżkę z Nefty).

     Ciekawy był przejazd groblą przez środek największego tunezyjskiego słonego jeziora - Wielkiego Szottu (Szott el Dżerid). Aż po horyzont (ograniczony niewysokimi górami) rozciąga się błotna płaszczyzna, z której gdzieniegdzie, zwłaszcza w pobliżu szosy, wystają kopczyki soli - niekoniecznie NaCl. Byliśmy w porze deszczowej, świeże deszcze rozmyły solne rzeźby wielbłądów itp., które dekorowały czynne latem przydrożne kawiarenki na świeżym powietrzu.

     Obejrzeliśmy Tozeur, sympatyczne miasteczko, w którym meczety i stare domy - ale też nowe meczety i szkoły - zbudowano z ozdobnie układanych szarobeżowych cegieł, a tuż obok rozciąga się wielki gaj palmowy, oraz Neftę znaną ze szczególnego, ogromnego zagłębienia w ziemi, zwanej La Corbeille (Koszyk), gdzie tryska 150 źródeł. Następnie wzdłuż kolejnego szotu El Gharsa dojechaliśmy do Chebiki. Wioska na skraju gór została zniszczona przez ulewne deszcze przed paru/oma laty - odbudowano ją w nieco innym miejscu. W głąb gór biegnie ciasny wąwóz, którym płynie strużka wody. Wąwozem nie da się iść w górę, więc poszliśmy dookoła, przez przełęcz w górach do szerokiej doliny, w której jest minizapora i niewielki zbiornik - już był wyschnięty. Mimo to woda z kompletnie suchych gór płynęła nadal, a krajobraz rudych, potrzaskanych warstw skalnych, pionowo ustawionych przez jakiś geologiczny kataklizm, bez jednego drzewka (prócz palm wzdłuż strumienia) był niezwykły.

Wąwóz Mides: widok z góry

     Przewodniki reklamują położony tuż przy granicy algierskiej wąwóz Mides. Wybraliśmy się tam z miejscowości Tamerza (Tameghza) (hotel z trzcinowymi chatkami, a w pobliżu malowniczy miniwąwozik z miniwodospadem) na przełaj przez góry, niestety z konieczności (granica - musieliśmy się zameldować na policji) z przewodnikiem. Przegonił nas, staruszków, nieźle, ale warto było. Na krótko przed zachodem najpierw zajrzeliśmy do tej dziury w ziemi z góry, z okolic wioski Mides, a potem zeszliśmy na dno bocznego odgałęzienia, żeby następnie przejść kilkaset metrów właściwym wąwozem. Wąwóz jest kręty, ma gdzieniegdzie szerokość zaledwie dwóch metrów, pionowe, płasko uwarstwione i fantazyjnie zerodowane, kilkudziesięciometrowe ściany, a strumień w razie ulewy potrafi gwałtownie wezbrać nawet do trzech metrów, co było widać na skałach. My przeszliśmy suchą nogą, po wilgotnym piasku, rozejrzawszy się uprzednio za chmurami burzowymi (nie było!).

Bulla Regia: mozaika Triumf Wenus

     Nie darowaliśmy sobie też przejazdu malowniczym wąwozem Selja. Nie ma w nim drogi (przejście piesze tylko z przewodnikiem, drogo), ale jest linia kolejowa służąca do przewozu fosforytów. Jeżdżą nią jednak też pociągi osobowe oraz specjalna kolejka turystyczna nazwana Czerwona jaszczurka, za ciężkie dewizy - z wagonem restauracyjnym, z obsługą w eleganckich strojach i z napadem bandytów na specjalne zamówienie. Zlekceważyliśmy dewizowe atrakcje i przejechaliśmy się z Metlaoui do Redeyef i z powrotem zwykłym osobowym. Niestety jednowagonowy pociąg nie stawał dla widoku na każde zamówienie pasażera jak owa turystyczna Jaszczurka. Szkoda, że większa część najciekawszego kawałka drogi wypada w tunelach.

Dougga: świątynia Juno Caelestis

     Na północy Tunezji zwiedziliśmy ruiny czterech miast rzymskich: Sbeďtla (teatr, forum, ciekawe wczesnochrześcijańskie baseniki do chrztu), Makhtar (niewiele ciekawych obiektów, niewielkie muzeum, deszcz), Bulla Regia i Dougga (mauzoleum numidyjskiego księcia, ogromne cysterny i niebanalna świątynia Juno Celestis). Zaskoczyły nas rozmiary każdego z miast, ale i stopień zniszczenia, pozwalający się tylko domyślać, jak się tam żyło. Ze względu na brak miejsca opowiemy krótko jedynie o Bulla Regia, znanej z niezwykłych podziemnych rezydencji. Dziś można się tylko domyślać, jaki wygląd miały te domy nad powierzchnią gruntu, bo jak wszędzie pozostały tylko ledwie wystające murki. Ale po wąskich schodach można zejść o piętro w dół, gdzie wokół otwartego od góry (nie zawsze), otoczonego kolumnami perystylu Rzymianie urządzili sobie pokoje mieszkalne, gdzieniegdzie dość dobrze zachowane. W Bulla Regia można zajrzeć/zejść do kilku rezydencji, np. do "Domu Myśliwego/polowań", "Domu rybołówstwa" (niestety był akurat niedostępny) i "Domu Amfitryty". Wszędzie znajdujemy mozaiki podłogowe, które zalewa każdy deszcz i po których, o zgrozo, można deptać (mozaiki naścienne w większości mają się dobrze, przeniesione do muzeów). Fragment jednej z najbardziej efektownych pokazujemy na zdjęciu.

Muzeum Bardo w Tunisie: mozaika Wergiliusz i muzy

     Zwiedziliśmy też dość dokładnie Kartaginę, ale z wyjątkiem muzeum to właściwie strata czasu, jeśli się widziało np. Douggę.

     Tunezja jest prawdziwym skarbcem rzymskich mozaik, w większości powstałych w II-IV wieku. Żeby zobaczyć mozaiki w dużych ilościach i to te najciekawsze, trzeba się wybrać do muzeum Bardo, położonego w nieciekawej dzielnicy Tunisu. Muzeum mieści się w dawnym pałacu bejów - efektowne wnętrza! - i zawiera ponoć 1000 mozaik, pozbieranych z 270 (!) stanowisk archeologicznych, a także rzymskie rzeźby i niebanalne maski fenickie. Muzeum Bardo trzeba zwiedzić koniecznie, jest niezwykłe, także przez swoją architekturę.

     Nie należy liczyć na jakąkolwiek egzotykę: Tunezyjczycy ubierają się po europejsku, zimą co najwyżej w burnus na wierzch, kobiety na wsi owijają się niekiedy po wierzchu dwoma płatami białej tkaniny, jednym w pasie, drugim na głowę. Budownictwo na ogół okropne. Wszelka "egzotyka" jest tylko na pokaz dla turystów. A w ogóle poza luksusowymi hotelami nad morzem jest to trzeci świat z wszystkimi jego minusami - z wyjątkiem obfitości dzieci. Dzieci jest mało.



 KOMUNIKATY
Już wkrótce kilka kolejnych serwisów zapraszamy do ich odwiedzania. Twoja linia.pl
 
Serwisy linia

Kliknij tu,

żeby otworzyć okienko nawigacyjne do innych serwisów





Powrót na górę   © 2004 Usługi Komputerowe s.c. & Zbigniew Bochenek                     Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved