Link - www.linia.pl Link - Banner - Reklama



Logo serwisu Towarzystwa Eksploracyjnego
Strona główna
O Towarzystwie
Program spotkań TE
Relacje ze spotkań TE
Relacje z wypraw
Relacja specjalna na 25-lecie TE
Dyskusyjne forum globtroterów
Informacje wydawnicze
Galeria zdjęć
Ciekawe adresy internetowe
Skrzynka pocztowa
Archiwum
Relacje ze spotkań TE
Poprzednie spotkania:
Kraje Zatoki Perskiej
Macedonia
Bajkał - perła Syberii
Mongolia - nie tylko step
Parki narodowe Utah
więcej...

     Kończymy nasz objazd kilku parków mocnym akcentem: Wielkim Kanionem Kolorado. Licząca 2330 km rzeka Kolorado na długości kilkuset kilometrów płynie malowniczymi, głębszymi lub płytszymi wąwozami, noszącymi różne nazwy: Kanion Glena, Marble (Marmurowy), ale najważniejszy jest ten Wielki. Ogląda się w zasadzie tylko mały, kilkudziesięciokilometrowy jego kawałek (do Kanion Kolorado - widok z północnego brzegu części dalszych można dojść pieszo i gdzieniegdzie dojechać samochodem terenowym), z dwóch brzegów: z północnego, wyższego i bardziej odległego od koryta rzeki i z południowego, znacznie bliższego. Różnica między nimi polega nie tylko na tym, że z północnego patrzy się raczej pod słońce i fotografuje gorzej. Jest tu inny klimat, inna flora i ludzi mniej: można dwukilometrowym spacerem, sympatyczną ścieżką wijącą się przez las dojść na punkt widokowy i na całej trasie być tylko "w swoim towarzystwie", można zgubić ścieżkę i wracać na wyczucie do szosy.

     Na południowym brzegu na wszystkich parunastu punktach widokowych wzdłuż 56 km drogi samochodowej tłum od świtu do zachodu słońca. (Niewiele osób wybiera się wiodącym wzdłuż krawędzi szlakiem pieszym.) Ale też jest na co popatrzeć. Wprawdzie rzeki trzeba szukać niemal przez lornetkę, bo koryto jest kręte i na ogół ginie za niższymi i wyższymi tarasami kanionu, ale jak się ją znajdzie, a ma się trochę cierpliwości, to można z najwyższym trudem wypatrzeć pontony wiozące śmiałków przez kolejne bystrza. I dopiero wtedy obserwator "z góry" zdaje sobie sprawę, jak daleko jest do dna kanionu, do rzeki, choć ma ją prawie pod nogami. To jest tysiąc sześćset metrów w pionie! Dla porównania: między krzyżem na szczycie Giewontu a Równią Krupową w centrum Zakopanego różnica wysokości wynosi 1050 metrów.

     Zdumiewa różnorodność form tej wielkiej rzeźby stworzonej w ciągu zaledwie 50 mln lat dzięki połączonym siłom płynącej wody i erozji. Geologowie stwierdzili, że najstarsze warstwy odsłonięte przez rzekę liczą sobie 2 mld lat.

     Skrupulatnie obejrzeliśmy wschód i zachód słońca i byliśmy nieco rozczarowani. Widać nie co dzień słońce nad horyzontem przybiera intensywnie pomarańczowy odcień, by zabarwić skały kanionu tak, jak to się ogląda w kolorowych wydawnictwach.

     Napisaliśmy lekko, że można być na północnym i na południowym brzegu kanionu. Z jednej strony na drugą można się przedostać na dwa sposoby:

  • pieszo - trudnym, dwudniowym szlakiem w dół do jednej z dwu kładek wiszących tuż nad lustrem rzeki i w górę - przy różnicy poziomów 1830 m, w skwarze, prawie bez źródeł wody do picia; do tego trzeba sobie z dużym wyprzedzeniem zaklepać nocleg (władze parku ograniczają liczbę turystów na tych szlakach);

  • szosą: jadąc najpierw na północ, a potem na wschód trzeba dotrzeć do najbliższego mostu przez Kolorado, t.zw. Navajo Bridge a potem jadąc na południe i zachód wrócić drugą stroną, razem zaledwie 350 km.

     I ten drugi wariant wybraliśmy, po drodze oglądając nie tylko Navajo Bridge Zapora Glen Canyon na rzece Kolorado (stary i nowy), oba pięknie przerzucone przez kanion o pionowych ścianach o wysokości 143 m, ale także potężną tamę Glen Canyon Dam. Po jej zbudowaniu w 1963 r. rozpoczęto napełnianie sztucznego jeziora. Dopiero po 17 latach osiągnięty został obecny, docelowy poziom, umożliwiający uruchomienie hydroelektrowni o mocy 1300 megawatów. Całe Jezioro Powella o niezwykle urozmaiconej linii brzegowej jest jednym wielkim ośrodkiem rekreacyjnym. Z korony tamy wypatrzyliśmy białe miasteczko na wodzie, które z bliska okazało się Most Navajo zbiorowiskiem chyba tysiąca motorówek i jachtów.

     W zasadzie Kolorado wyczerpało nasze możliwości percepcji, ale trzeba było jechać dalej i zwiedzać... Więc zwiedzaliśmy kolejno:

  • Obserwatorium astronomiczne Lowella we Flagstaff. To był świetny przykład jak należy popularyzować naukę. Pracownicy opowiedzieli i pokazali dużo nie zanudzając widzów.

  • Imponujący krater meteorytowy o średnicy 1200 m powstały przed 50 000 lat po upadku bryły żelazoniklu o średnicy rzędu 50 metrów i ciężarze kilkuset tysięcy ton. Metal wyparował przy zderzeniu.

    Przekrój pnia ze 'Skamieniałego Lasu'
  • Dwa położone obok siebie parki: "Skamieniały Las" i "Malowaną Pustynię". Przedziwne zjawisko: setki drzew o średnicy pnia kilkudziesięciu centymetrów w wyniku szczególnego splotu okoliczności i nie do końca wyjaśnionych, długotrwałych procesów chemicznych zamieniło się po śmierci w bryły krzemionki zachowując pierwotną strukturę (kształt, słoje) wzbogaconą o efektowny zestaw barw. Botanicy bez trudu potrafili określić gatunek drzew w ten sposób "zmumifikowanych". A "Malowaną Pustynię" (pagórkowaty teren półpustynny o bardzo urozmaiconym kolorycie gleby) można zobaczyć, można sobie darować.

  • Dallas, stolicę stanu Teksas. W środku typowe "downtown" z dziesiątkami wieżowców, przy projektowaniu których architekci mogli zrealizować swoje fantazje, dalej kilometry dróg szybkiego ruchu przecinających dzielnice handlowo-przemysłowe i wreszcie "suburbia" na zasadzie "jedna rodzina - jeden dom (domek - willa - rezydencja, zależnie od możliwości)". Oglądając właśnie powstającą dzielnicę takich domów zrozumieliśmy do końca, dlaczego przejście huraganu nie pozostawia, jak to wielokrotnie pokazywano w telewizji, kamienia na kamieniu z całego osiedla: konstrukcję wznosi się z belek, beleczek, słupków i listewek drewnianych (nawet obudowa prawdziwego kominka jest drewniana), wypełnia lekkimi płytami i okłada z zewnątrz cieniutką warstwą cegieł, żeby dom wyglądał na murowany. I to w warunkach amerykańskich wystarcza, chyba że trafi się tornado. Niestety trafia się, np. parę tygodni temu w Fort Worth, mieście-satelicie Dallas. (Identycznie buduje się w Chicago, gdzie bywa 40 stopni mrozu, tylko zewnętrzna warstwa izolująca jest grubsza).

    Łuk 'Brama Zachodu' w St. Louis
  • Ostatni efektowny akcent na naszej trasie: łuk "Wrota Zachodu" w St. Louis. W samym centrum miasta, o kilkadziesiąt metrów od brzegu Mississippi, wzniesiono z płyt polerowanej stali gigantyczny łuk o szlachetnej linii. Rozpiętość łuku wynosi 192 m i tyleż wysokość. Trójkątna w przekroju konstrukcja ma na poziomie ziemi ponad 16 metrów (grubość stalowej ściany 90 cm), u szczytu znacznie mniej, ale i tam, wjechawszy skośną windo-kolejką, można swobodnie chodzić i wyglądać przez okienka, podziwiając rzekę, trzy mosty, splot autostrad i staro-nowe śródmieście.

     Pętlę naszego objazdu zamknęliśmy w Chicago.

     Zaskoczeniem były dla nas niskie koszty wycieczki: mając darmowy samochód oraz namiot i maszynkę gazową przejechaliśmy w sześć tygodni 10 200 km, wydając na dwie osoby 1275 dolarów (w tym benzyna, żywność, opłaty za wstęp i kempingi). Rodzinny, całoroczny bilet wstępu "Golden Eagle" do wszystkich amerykańskich parków narodowych (ale nie stanowych) kosztował 50 dolarów.



 KOMUNIKATY
Już wkrótce kilka kolejnych serwisów zapraszamy do ich odwiedzania. Twoja linia.pl
 
Serwisy linia

Kliknij tu,

żeby otworzyć okienko nawigacyjne do innych serwisów





Powrót na górę   © 2000 Usługi Komputerowe s.c. & Zbigniew Bochenek
Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved