Wspólną podróż z Iwoną i Jurkiem po Boliwii
rozpoczęliśmy od niezwykłego, najwyżej położonego na świecie dużego miasta Potosi. Potosi w 1610 roku było
największym miastem obu Ameryk - miało 160 tysiecy mieszkanców, a nad miastem wznosiła się pełna srebra góra
Cerro Rico o wysokości 5100 m npm. Potosi leży na wysokości 4100 m. Obecnie Potosi ma 110 tysięcy
mieszkańców, nad nim wznosi się Cerro Rico o wysokości już tylko 4800 m npm, bo szczyt został rozkopany.
Reszta góry jest poryta jak ser szwajcarski wieloma kilometrami tuneli. Obecnie srebro jest już wyczerpane,
a kopie się cynę, ołów i miedź. W górze jest obecnie czynnych 140 małych kopalń. Wraz z naszymi podróżnikami
odwiedziliśmy kopalnię, gdzie górnicy tak jak 300 lat temu ręcznie wydobywają minerały. Jedyne narzędzia to
młot, kilof, pręt i dynamit. Cały dzień żują liście koki, co dodaje im sił. Korytarze ciągną się jak
labirynt. Gdzieniegdzie kapliczki lub rzeźby diabła, któremu składają ofiary z liści koki, spirytusu,
papierosów.
Oglądaliśmy także uroczystość składania ofiar z lam dla Pacia Mamy czyli
Matki Ziemi. Uroczystość jest krwawa, krwią lam obmywa się wejście do kopalni, aby wśród górników było jak
najmniej wypadków.
Samo Potosi jest pięknym, tętniącym wieczorem miastem. Spotyka się tu
wąskie uliczki, przepiękne, stare budynki kolonialne, kamienne kościoły, rzeźbione balkony.
Z Potosi przenieśliśmy się do stolicy Boliwii, La Paz. Stolica Boliwii
wywiera olbrzymie wrażenie. Jest położona w wąwozie - w momencie jak się zjeżdża z Altiplano, płaskowyżu o
wysokości 4000 m, gdzie są tylko gliniane chałupki wiosek, nagle na dnie wąwozu kilkaset metrów niżej
pojawia się wielkie miasto, z wieżowcami, szerokimi ulicami, korkami na ulicach. Centrum wygląda
nowocześnie, są tu liczne banki, sklepy, restauracje, kina, pełno bankomatów, siedziby znajomych firm i
linii lotniczych. Wszystkie ulice prowadzą albo pod górę albo w dół. Najniżej znajdują się rezydencje
bogatych, najwyżej skromne domostwa biedoty. Nad stolicą góruje śnieżny Illimani (6400m).
Kolejnym etapem boliwijskiej przygody Iwony i Jurka był czterodniowy
trekking w górach ścieżką zbudowaną przed wiekami przez Inków. Ścieżka Inków była niegdyś bardzo
pieczołowicie wykonana - miała schody, murki, odprowadzenia wody, kamienne mostki i była wyłożona
kamieniami. To co niezwykłe, to fakt, że była kompletnie nieużywana, miejscami zarośnięta trawą lub
krzaczkami. Zupełnie jak spacer po zaginionym świecie. W pewnym miejscu, na rozległej hali, trzy inne
ścieżki Inków krzyżowały się z główną trasą. Każda prowadziła w inną dolinę. Kiedyś te tereny musiały być
zasiedlone przez Indian.
Podczas wędrówki na obszarach zupełnie nieuczęszczanych przez turystów
można było z górskiego grzbietu podziwiać wspaniałe widoki niżej
położonych terenów, pokrytych gęstą roślinnością, spowitych o zachodzie słońca w chmurach. Po czterech
dniach intensywnej wędrówki przez góry i przedzierania się miejscami przez dżunglę nasi podróżnicy dotarli
do położonego w dolinie miasteczka Chulumani, skąd po dwudniowym wypoczynku wrócili do stolicy kraju.
Zwiedziliśmy następnie wspólnie ruiny stolicy przedinkaskiego imperium w
Tiachuanaco. nad jeziorem Titicaca, położone w odległości 70 km od La Paz. Można tu było zobaczyć ciekawe
rzeźby oraz ruiny dawnych świątyń. W muzeum w pobliżu wykopalisk zebrano piękną ceramikę.
Następnie udaliśmy się do miasteczka Sorata, położonego u stóp Kordyliery
Królewskiej. Sorata leży na 2700 m n.p.m., nad nią górują szczyty o wysokości 6300 i 6400 m. Samo miasteczko
to niszczejące budynki
kolonialne z pięknymi ogrodami, dziedzińcami, balkonami, rzeźbieniami. Niektóre
budynki są odnowione, szczególnie te, które są obecnie hotelami. Na środku miasta jest rynek porośnięty
palmami. Dookoła góry, wioski na stromych zboczach, pola uprawne (kukurydza i pszenica).
Z Soraty nasi podróżnicy udali się na trzydniowy trekking do stóp śnieżnych
gór. Dotarcie do podnóża gór nie było łatwe, jednak udało się w końcu dotrzeć do przełęczy położonej na
wysokości 4400 m n.p.m. ze wspaniałym widokiem na szczyty Illampu (6300m) i Ancohuma (6400m). Po drodze
można było zobaczyć piękne jezioro Chillata o zielonej barwie wody.
Ostatnim punktem naszej wędrówki po Boliwii było położone nad jeziorem
Titicaca miasteczko Copacabana. W Copacabanie, w której obok katedry jest kaplica świeczek Matki Boskiej
patronki Boliwii, okazało się, że pielgrzymi modlą się o sprawy bardzo materialistyczne. Na bazarze kupują
modele samochodów, domów i banknotów dolarowych i składają je w ofierze Maryi z nadzieją, że otrzymają
prawdziwe. Podobno pochodzi to od kultu pewnego boga Inków, który tego typu prośby spełniał do końca roku
kalendarzowego. Rysunki domów i samochodów zrobione woskiem ze świeczek są też na ścianach kaplicy.
Nad Copacabaną góruje wzgórze z drogą krzyżową. Ze szczytu roztacza się
fenomenalny widok na jezioro Titicaca z wyspą Słońca, gdzie urodzili się pierwsi Inkowie. Tym widokiem
zakończyliśmy naszą podróż po Boliwii.