Laos, czyli dawne Królestwo Miliona Słoni (Królestwo
Lan Xang) to urokliwe państewko, w którym względny pokój zagościł po bez mała 300 latach wojen toczonych z
Tajami, Chińczykami, Francuzami i Amerykanami. Postęp cywilizacyjny docierał i dociera do tego kraju
niezwykle wolno, nie tylko z uwagi na jego trudne warunki geograficzne i klimatyczne (góry porośnięte
tropikalną dżunglą) czy wyniszczenie wojnami, ale przede wszystkim z uwagi na długotrwałe pozostawanie w
izolacji politycznej i gospodarczej, jeśli nie liczyć "braterskiej współpracy" z Wietnamem. Wszystko to
sprawiło, iż ta do dziś dnia ludowa republika zachowała wiele z kolonialnego charmu Francuskich Indochin.
Jak przystało na odmieńców, naszymi wrotami do Laosu nie stał się
tajsko-laotański most przyjaźni nie opodal Vientiane, lecz znacznie mniej uczęszczane przejście, a w
zasadzie przepływ graniczny, w miejscowości Huay Xai. Z uwagi na wysoki stan wody na Mekongu z tajskiej
miejscowości Chiang Khong przedostać się można było przez Mekong jedynie maleńkimi, płaskodennymi łódkami
motorowymi. Na laotańskim brzegu, po wypełnieniu niezbędnych formularzy wjazdowych w maleńkim punkcie odpraw
i wymianie jednego studolarowego banknotu na gruby plik setek nieomal bezwartościowych miejscowych kipów,
rozpoczynamy poszukiwania środka transportu, którym można dostać się do Luang Prabang. Jeśli nie liczyć
wymagającego 45-dolarowej inwestycji lotu rozpadającym się chińskim samolotem turbośmigłowym, jedyną realną
drogą pozostaje rejs w dół Mekongu. Dla osób mających dużo czasu godnym uwagi wariantem jest podróż
długodystansowym promem rzecznym, czyli starą drewnianą łajbą, która po 2 dobach dowiezie cię do
upragnionego celu. Jeśli Azja nie wybiła ci jeszcze z głowy iście "westowskiego" pośpiechu, do dyspozycji
pozostają tzw. speedboaty, czyli długie płaskodenne łodzie z potężnym motorowym silnikiem, które pokonują tą
samą trasę w zaledwie dziewięć godzin. Podróż Mekongiem na tym odcinku uznać należy za jedną z największych
atrakcji Laosu, gdyż niezwykle wartka tu rzeka meandruje pomiędzy porośniętymi dziewiczą dżunglą, kipiącymi
zielenią górami. Jeśli za środek transportu wybrałeś speedboata, wskazane jest, abyś odnalazł w sobie jak
najwięcej pierwiastków estety i obieżyświata, gdyż tylko wówczas urok tej naprawdę wspaniałej rzeki pozwoli
ci przezwyciężyć wszechogarniające uczucie bolesnego odrętwienia spowodowanego wielogodzinnym, nieruchomym
siedzeniem w kucki w zatłoczonej łodzi, gdzie do swej dyspozycji masz powierzchnię porównywalną z koszem
małego dziecięcego wózka. Wygodnickim radzimy także zaopatrzenie się w zatyczki do uszu, gdyż huk potężnego
silnika Tojoty napędzającego łódź sprawia, iż po dotarciu do Luang Prabang negocjacje w hotelu będziesz
musiał prowadzić na migi.
W połowie drogi rzeką między Huay Xai a Luang Prabang napotyka się na
pierwszą miejscowość - Pakbeng, z jedną zaniedbaną świątynką, trzema noclegowniami i nabrzeżem, na którym na
bambusowym trapie działa czajchana oferująca jako pierwsze danie opium. Jest tu także rzeczna stacja
benzynowa w postaci beczki z dozownikiem.
Po nieco spowszedniałym już, wielogodzinnym podziwianiu uroków górzystej
dżungli zstępującej ku Mekongowi, z uśpienia wyrywa wyłaniajšca się zza zakrętu rzeki, wspaniale wglądająca
jaskinia Pak Ou. W jej wnętrzu, do którego prowadzą kamienne schody, znajdują się niezliczone wotywne
posążki Buddy oraz pozłacane stupy świadczące o sakralnym wykorzystaniu jaskini.
Płynąc kolejne 25 kilometrów w dół rzeki nie sposób odmówić sobie kilku
przystanków w celu odwiedzenia buddyjskich świątyń: Wat Long Khun, Wat Pakkhan, Wat Xieng Maen (grota
buddyjska) i Wat Chom Phet (ze wspaniałym widokiem ze wzgórza). Ta obfitość dowodów obecności człowieka
świadczy niezbicie, iż jesteśmy nie opodal Luang Prabang.
Wpisane w 1995 r. na listę Światowego Dziedzictwa Kultury Luang Prabang to
pradawna stolica Laosu. Rezydowali tu władcy z okresu Królestwa Lan Xang oraz późniejsi marionetkowi
królowie podlegli francuskim kolonizatorom. Ostatni władca Laosu - król Sisavang Vatthana rezydował w
położonym w centrum miasta pałacu (Haw Kham) aż do 1977r., kiedy to został pojmany przez rewolucyjne bojówki
komunistyczne i osadzony w grocie więziennej "obozu reedukacyjnego" we wsi Vieng Xai na północnym wschodzie
kraju. Tutaj też w nieznanych do końca okolicznościach zakończył życie zarówno on, jak i jego rodzina. Dawny
pałac królewski przekształcony został w muzeum z ciekawą kolekcją rzeźb, malowideł i tekstyliów znajdujących
się niegdyś w posiadaniu króla. W kompleksie pałacowym uwagę przykuwa także królewska świątynia poddawana
aktualnie pieczołowitej rekonstrukcji. Wzdłuż głównej handlowo-świątynnej ulicy miasta warto odwiedzić:
- Wat Mai Suwannaphumaham ze wspaniałymi złoconymi reliefami przedstawiającymi sceny legendy o Vessantarze;
- Wat Peaa Huak z XIX-wiecznymi wspaniale zachowanymi freskami;
- wzgórze Phu Si ze pomalowaną na złoto stupą na szczycie oraz interesującymi ruinami Wat Pha Phutthabaat
mieszczącymi mityczny odcisk stopy Buddy.
Największą atrakcją jest tu jednak Wat Xieng Tong (Świątynia Złotego
Miasta) - królewski kompleks świątynny zawierający centralny hol modlitewny Sim ze słynną mozaiką
przedstawiającą drzewo życia na tylnej ścianie. Jest tu także ozdobiona kapiącą od złota reliefową fasadą
świątynia zawierająca prochy królów Laosu oraz męskich członków ich rodzin, przechowywane we wspaniałych
złoconych urnach. W otoczeniu znajduje się mnóstwo malowniczych kapliczek i stup.
Nieco na uboczu położona jest pochodząca z 1503r. stupa That Pathum znana
ze swego oryginalnego kształtu, utożsamianego niejednokrotnie z arbuzem. Nie opodal znajdują się
interesujące świątynie: Wat Aham i Wat Wisunalat z imponującą kolekcją wotywnych drewnianych Buddów.
Luang Prabang to nie tylko historyczne świątynie, ale także francuski charm
kolonialnych jednopiętrowych kamieniczek, dobre rękodzieło ludowe oferowane na tutejszych straganach, niezłe
kafejki, świetny nocny targ gastronomiczny, które współtworzą niepowtarzalny urok tego nie skalanego
cywilizacją miasteczka.
Kosztujący 35 USD i trwający trzydzieści pięć minut lot zdezelowanym Y-12
pozwala nam dotrzeć do Phonsavan z miłą świadomością, iż alternatywą były trzy dni w rozklekotanym autobusie
pokonującym błotniste, rozmyte monsunem górskie drogi. Powodem, dla którego warto tu przybyć są przede
wszystkim opisywane przez wielu "Denikenopodobnych" pisarzy science-fiction potężne kamienne stągwie,
licznie zgromadzone na trzech okalających mieścinę stanowiskach. Te precyzyjnie wykonane gigantyczne
kamienne garnce o masie od 600 kg do 1 tony liczą sobie ponad dwa tysiące lat. Ich przeznaczenie do dziś nie
jest wyjaśnione. Archeolodzy sugerują, iż mogły one służyć do przechowywania wody lub ryżu, inni
podejrzewają, że były to fermentory służące do wyrobu wódki ryżowej, jeszcze inni dowodzą, iż składano w
nich prochy zmarłych.
Oprócz odwiedzenia stanowisk z kamiennymi stągwiami warto zwiedzić
najbliższą okolicę miasteczka zwracając szczególną uwagę na niezwykle liczne tu pozostałości dywanowych
nalotów amerykańskich z okresu "Secret War". Na tereny te w latach 1964-69 zrzucono ponad 10 ton bomb na
każdy km2. Potężne łuski po amerykańskich bombach służą w tutejszych wsiach za podpory chlewików
i spichlerzy. Rozległe bezleśne przestrzenie otaczające Phonsavan powstały w wyniku zrzutów napalmu i
licznych defoliantów. Z niegdysiejszej stolicy prowincji - starego Xieng Khuang (Muang Khun) pozostały
jedynie ruiny kolumnady świątyni Si Phum z cudem ocalałym Siedzącym Buddą, pozostałości niegdysiejszego
szpitala oraz dwie malownicze, obrośnięte gąszczem zieloności stupy.
Po zakosztowaniu uroków laotańskiej północy przyszła pora na stolicę. W
porównaniu z Bangkokiem, Kuala Lumpur, a nawet z Hanoi czy Rangunem, Vientian to malutka prowincjonalna
mieścinka. Serce miasta tworzy skupiona wokół trzech równoległych do Mekongu ulic starówka. Jest to obszar
urokliwy dzięki licznym, barwnym dwu-, trzypiętrowym kamieniczkom, stanowiących typową dla Indochin
mieszankę stylistyki miejscowej i francuskiej. Otoczenie ulicy Thanon Setthathirat na przestrzeni około
kilometra stanowią rozlokowane w pięknych palmowych ogrodach świątynie:
- Wat Si Saket - najstarsza z zachowanych świątyń Vientian, datowana na 1818 r., z ponad dwoma tysiącami
wmurowanych w ściany posążków Buddy oraz pozostałościami pięknych fresków;
- Haw Pha Kaew - odbudowana w 1942r. niegdysiejsza królewska świątynia służąca władcom Laosu począwszy od
1545r., kiedy to przeniesiono stolicę z Luang Prabang do Vientian, mieszcząca dziś kolekcję laotańskiej i
khmerskiej sztuki sakralnej;
- Wat Mixai - w stylu tajskim;
- Wat Ong Teu - siedziba Hawang Sangkhalata - patriarchy buddyzmu laotańskiego, z do niedawna jedyną
szkołą dla mnichów;
- Wat Hai Sok - ze swym słynnym pięciokondygnacyjnym dachem;
- Wat In Paeng - ze wspaniałą reliefowo-mozaikową fasadą.
Po zakosztowaniu rozkoszy kulinarnych w jednej z licznie rozlokowanych na
brzegu Mekongu wzdłuż Thanon Fa Ngum knajpek oferujących m.in. rzeczne wspaniałości rybne, warto opuścić
gwarne centrum i udać się w kierunku Pha That Luang. Po drodze nie sposób nie zauważyć łuku tryumfalnego
Patuxai, będącego mieszanką stylistyki francuskiej, khmerskiej a nawet mogolskiej.
Stupa Pha That Luang - najsłynniejszy sakralny obiekt Laosu, pełniący rolę
symbolu narodowego, wkomponowanego nawet w godło państwowe w jego współczesnym ureligijnionym kształcie,
znajduje się w pewnym oddaleniu od starego centrum miasta. Jest to potężne złocone czedi o
charakterystycznym dla stylu laotańskiego czworokątnym, wysmukłym zwieńczeniu. W otoczeniu stupy w
listopadzie odbywa się największy w Laosie festiwal buddyjski.
Opuszczając teren Pha That Luang warto skierować swe kroki 500 m na północ,
aby zobaczyć inną stupę - bielejący w słońcu, zwieńczony czerwoną gwiazdą Grób Nieznanego Żołnierza z okresu
rewolucji ludowej. Jest to jedyne w swoim rodzaju połączenie struktury architektonicznej rodem z buddyjskiej
świątyni ze znajdującą się obecnie w odwrocie symboliką komunistyczną.
Będąc w Vientian warto pokusić się o dotarcie do położonego 24 km na
południe od miasta Xieng Khuan zwanego też Budda Park, założonego w 1958 r. przez hindo-buddyjskiego mistyka
Bunleua Sulilata. Park ten obfituje w potężne cementowe posągi przedstawiające Buddę oraz liczne bóstwa
hinduistyczne (Śivę, Wisznu, Arjunę) w formach i stylistyce graniczącej z kiczem Disneylandu. Wędrując
pomiędzy potężnymi figurami można poczuć się jak w wirtualnym świecie zdewociałego architekta.
Z Budda Park już tylko krok (9 km) do punktu odprawy granicznej przy
moście przyjaźni spinającym laotański brzeg Mekongu ze stroną tajską. Jeśli masz chęć odwiedzić najciekawsze
miejsca w południowym Laosie, czyli ruiny khmerskich świątyń Wat Phu i Um Muang koło Champasak niedaleko
Pakse lub podziwiać delfiny rzeczne w Mekongu na idyllicznych wysepkach Si Pha Don, masz dwie możliwości.
Pierwsza z nich to minimum 18 godzinna, a w monsunie często dłuższa, podróż autobusem z Vientian do Pakse a
stamtąd 2 godziny ciężarówką pasażerską do Champasak oraz 6 godzin do Muang Khong o ile droga jest w ogóle
przejezdna. Druga możliwość to bardzo ciekawa i względnie komfortowa podróż przez północno-wschodnie obszary
Tajlandii z możliwością odwiedzenia interesujących zabytków kultury khmerskiej w okolicach Khon Kaen, Nakhon
Rathasima, Buriram i Ubon Rachathani, skąd łatwo przedostaniesz się przez przejście graniczne Chong Mek do
Pakse. Wybierając drugi wariant należy pamiętać o konieczności załatwienia w ambasadzie wizy dwukrotnego
wjazdu, co nie jest zbyt proste, ale już możliwe.