Po zwiedzeniu wspaniałych Andów Patagońskich w swej
wędrówce po Chile Iwona i Jurek Maronowscy skierowali się w stronę wybrzeża Pacyfiku. Po drodze odwiedzili
schludne miasteczko Osorno, zamieszkane w głównej mierze przez dawnych osadników niemieckich i dotarli do
miejscowości na wybrzeżu, skąd odpływają promy na wyspę Chiloe. Ta duża wyspa ma bardzo ciekawą historię. Po
jej zdobyciu przez Hiszpanów w połowie XVI wieku w niedługim czasie wybuchło tu powstanie miejscowych
Indian, wskutek czego wyspa odizolowała się na dwa wieki od kolonialnego imperium hiszpańskiego. Efektem tej
izolacji stała się odrębna kultura jej mieszkańców, przejawiająca się obecnie głównie w stylu
architektonicznym. Wiele domów w największym miasteczku Chiloe, Castro jest zbudowanych z drewna; ściany
tych domów są pokryte barwnymi gontami. Także kościoły budowano na Chiloe z drewna, w tym wzniesioną w 1910
roku katedrę, stanowiącą jeden z największych obiektów drewnianego budownictwa sakralnego na świecie.
Szczególnie silne wrażenie wywiera piękne wnętrze tej katedry, pełne łukowatych sklepień i drewnianych
fryzów.
Tym, co urzeka na wyspie, poza oryginalną architekturą, jest dzika
przyroda, prawie nieskażona działalnością człowieka. Nasi podróżnicy udali się na zachodnie wybrzeże Chiloe,
gdzie odbyli trekking poprzez dziewicze obszary lasu deszczowego porastającego tę część wyspy. Las ten
tworzyły głównie potężne drzewa bukowe, obrośnięte gęstymi pnączami, mchami i porostami. Trasa wędrówki
biegła także brzegiem wybrzeża Pacyfiku. Zachodnie wybrzeże wyspy Chiloe ma bardzo malowniczy charakter.
Występują tu strome klify, skalne ostrogi i zatoki z piaszczystymi plażami. Morze bywa często wzburzone, są
to bowiem otwarte wody Pacyfiku. Woda w morzu jest chłodna, jak zresztą w większej części wybrzeża Chile;
powoduje to płynący z wód antarktycznych zimny prąd Humboldta.
Po zwiedzeniu najciekawszych zakątków wyspy Chiloe nasi podróżnicy
powrócili na ląd stały, kierując się w stronę miasta Puerto Montt. Na północny wschód tego miasta wznoszą
się wulkaniczne pasma Andów, z najwyższym szczytem Tronador, osiągającym wysokość 3470 metrów.
Iwona i Jurek Maronowscy postanowili zdobyć jeden z niższych wulkanów, Puyeue, którego ostatnią silną
erupcję odnotowano w 1962r. Wyższe partie wulkanu były pokryte śniegiem, wejście na krawędź krateru wymagało
użycia czekanów i raków. Jednak trudy wspinaczki opłaciły się; nagrodą było zajrzenie w głąb krateru, czyli
"spojrzenie do wnętrza Ziemi".
Po zdobyciu wulkanu Puyeue nasi podróżnicy udali się na kilkudniowy
trekking wokół tego szczytu. Przemierzali niezwykły wulkaniczny krajobraz, pełen jęzorów zastygłej lawy,
popiołów i wygładzonych skał na zboczach góry. Atrakcją tego obszaru są trudno dostępne jeziorka gorącego,
bąblującego błota, spowite oparami wydzielających się z wnętrza Ziemi gazów - prawdziwy "piekielny" widok.
Ze względu na podziemną działalność wulkaniczną zdarzają się także jeziorka i strumienie z bardzo ciepłą
wodą, dochodzącą czasem do 50°C. Kąpiel w podgrzanym strumieniu była na tym bezludnym, chłodnym obszarze nie
lada atrakcją.
Po trudach wędrówki wokół wulkanu Puyeue nasi podróżnicy udali się nieco
dalej na północ, aby zobaczyć znajdujące się w tym regionie aktywne wulkany. Dotarli do miasteczka Pucón,
położonego w niewielkiej odległości od wulkanu Villarica. Wulkan ten wykazuje nieprzerwanie oznaki
aktywności; co kilkanaście lat zdarzają się silne wybuchy, zaś częste są erupcje lawy, popiołów i innych
materiałów wulkanicznych. Po przybyciu do miasteczka u stóp góry wieczorem rozpoczął się niezwykły spektakl;
nad wierzchołkiem góry pojawiły się pulsujące smugi ognia, wydobywające się z wnętrza krateru. Kolejne
cztery dni nasi podróżnicy czekali na odpowiednią pogodę, aby podjąć próbę dotarcia na brzeg krateru.
Wreszcie chwila ta nadeszła i po kilkugodzinnej wspinaczce osiągnęli wraz z grupą kilkudziesięciu turystów
brzeg krateru. Widok z krawędzi był fascynujący; na dnie krateru znajdował się otwór w ziemi, wypełniony
czerwoną, pulsującą lawą. Wkrótce z tego otworu zaczęła tryskać w górę rozżarzona lawa, tworząc "gejzery" do
wysokości 60 metrów. Ów spektakl barw, dźwięków i zapachów był "bliskim spotkaniem trzeciego stopnia".
Po emocjach związanych z obserwacją czynnego wulkanu nasi podróżnicy
postanowili odbyć kilkudniowy trekking w parku narodowym Villarica. Park ten, oprócz samego wulkanu obejmuje
piękne górzyste tereny pokryte gęstymi lasami złożonymi z buków i araukarii - narodowego drzewa
Chilijczyków. Występują tu także licznie górskie jeziora o krystalicznie czystej, niebieskiej wodzie.
Krajobraz parku był wyjątkowo malowniczy ze względu na wspaniałe barwy jesiennej roślinności. Ostatnim
etapem trekkingu było dotarcie w okolice jednego z najwyższych szczytów w tym regionie - Lanin (3770 m). Ta
potężna skalna piramida, pokryta śniegiem i lodem, szczególnie malowniczo prezentuje się o zachodzie słońca,
gdy zmienia z minuty na minutę swe barwy. Obserwacja szczytu Lanin była pięknym zwieńczeniem wędrówki Iwony
i Jurka Maronowskich w krainie andyjskich wulkanów.