Ciąg dalszy historii w pigułce: Po latach świetności
za dynastii Avis (lata 1385-1580) w Portugalii panują królowie hiszpańscy (do dziś Hiszpanie nie są w
Portugalii najbardziej lubiani). Powstanie 1640 roku osadza na tronie Jana IV, który zapoczątkowuje dynastię
bragancką, panującą do rewolucji 1910 roku. Młoda demokracja nie radzi sobie z rządami i w 1926 roku
dochodzi do zamachu stanu, władzę obejmuje nowy prezydent generał Carmona i od 1932 do 1968 roku premier -
Antonio Salazar. 25 kwietnia 1974 roku rewolucja goździków obala następcę Salazara, Caetano, w 1986
Portugalia przystępuje do Unii Europejskiej.
Zaczęliśmy od przeglądu portugalskich akweduktów, głównie z szesnastego -
osiemnastego wieku. Każdy jest inny, każdy ma jakieś własne cechy!
Renesans w Portugali nie jest szczególnie obficie reprezentowany. Inaczej
rzecz się ma z barokiem, a zwłaszcza z rokokiem. W Portugalii jest mnóstwo kościołów, których wnętrza
ociekają złotem. I to nie tylko słynne talha dorada - złote ołtarze, lecz także plafony i ściany, wyłożone
złoconą, repusowaną (kutą na zimno) blachą lub rzeźbionymi, złoconymi panelami z drewna. Współczesnym mogło
to się podobać, świadczyło o bogactwie społeczeństwa i Kościoła, dla nas jest raczej ciekawostką w
nienajlepszym guście. W Porto, w Lizbonie i na południu szukaliśmy tych
wnętrz naj, naj... bogaciej złotem wytapetowanych. Przykładem może być Santa Clara w Porto, gdzie na
ścianach, filarach, ambonie, ołtarzu i stropie trudno znaleźć miejsce nie pokryte złotem.
Wcześniej nie pisaliśmy o kafelkach, czyli azulejo, portugalskiej
"specjalności narodowej". Pojawiły się gdzieś w XVI wieku w salach klasztornych, np. refektarzach i na
ścianach zewnętrznych, przedstawiały na białym tle nakreślone w błękicie sceny i postacie biblijne. Dziś
azulejo można spotkać wszędzie, od małych fryzów roślinnych na murze jednopiętrowej kamieniczki przez
tabliczki z nazwami ulic po ogromne sceny na ścianach hali dworca głównego w Porto. Zdarzają się kościoły
całe wyłożone kafelkami z zewnątrz (jak kaplica das Almas w Porto) lub wewnątrz. Jeszcze parę przykładów:
Stacja kolejowa w Sintrze, kasa biletowa: dwa okienka oprawione w zestaw kafelków. Posterunek policji w
Leirii, tuż pod częściowo zrujnowanym zamkiem: zamiast oficjalnej, sztywnej tabliczki dość swobodnie
potraktowany szyld, oczywiście na kilku kafelkach. Mur oporowy przy głównej ulicy w Porto, wpadającej na
znany dwupoziomowy most nad Douro: bardzo współczesne, niezbyt czytelne sceny figuralne w kafelkach,
rozmiaru pewnie 4 x 30 metrów. Na skraju Lizbony jest ogromny laso-park, a na jego skraju prywatna
rezydencja Fronteira, dziś w zasadzie mająca charakter muzealny. Ogrody, sadzawka z czarnymi łabędziami, a w
niej odbija się ściana z szeregiem jeźdźców na stających dęba rumakach - oczywiście malarstwo kafelkowe. Na
tyłach pałacu galerie spacerowe z fontannami, schodkami, wnękami - wszystko w większości wyposażone w
kafelkowe sceny mityczne i rodzajowe. Swoją drogą nie zawsze warto przyglądać się malarstwu kafelkowemu z
bliska. Czasem wyłazi kicz.
W Lizbonie w nieczynnym klasztorze przy kościele Madre Deus jest muzeum
azulejo, w którym bez zmęczenia, za to z przyjemnością spędziliśmy parę godzin, oglądając najlepsze
azulejo w przekroju historycznym, łącznie ze sztuką współczesną we wszystkich stylach.
Osobliwością portugalską są też monumentalne schody prowadzące po
zboczach wzgórz do kościołów pielgrzymkowych na szczycie, na przykład w Lamego w pobliżu Vila Real lub Bom
Jesus do Monte koło Bragi.
W Sintrze obejrzeliśmy zamek mauretański, stary pałac królewski (o nich
pisaliśmy wcześniej) i dziewiętnastowieczny królewski pałac da Pena - malowniczy kicz w disneylandowym
stylu.
Lizbona położona jest na kilku wzgórzach. W samym śródmieściu do wyżej
położonych dzielnic można było dojechać jedną z trzech wind z przełomu XIX i XX wieku. Pokazujemy
najbardziej efektowną, projektu ucznia Gustawa Eiffla. Niestety dziś zawozi tylko do kawiarni i na punkt
widokowy, bo połączenie z górnym poziomem miasta jest zamknięte.
Krajobrazy Portugalii: bardzo urozmaicone, najczęściej pagórkowate lub
nisko-górzyste. Utkwiły nam w pamięci dwa:
Wybrzeże atlantyckie. Oglądaliśmy je w paru miejscach. Często są to
malownicze, bardzo zerodowane klify, zależnie od rodzaju skał poszarpane lub gładkie, ze sterczącymi z
kipieli słupami i wysepkami. W czerwcu kąpiel w Atlantyku zalecana tylko dla fanatyków -
woda okropnie zimna.
Dolina Douro (w Hiszpanii Duero): miejsce urodzenia sławnego wina porto. O
sto kilometrów na wschód od portu Porto rzeka przebija się przez niskie wzgórza, całe w winnicach. Najlepszy
sposób zwiedzania: pociągiem, z dwu powodów: po pierwsze przez "kanion" przebija się tylko linia kolejowa, a
szosy brak; po drugie: wielkie firmy winiarskie zapraszają na obejrzenie swoich piwnic z beczkami (pełnymi)
o pojemności nawet 60 tysięcy litrów, a trudno zwiedzać bez degustacji. Czy taką okolicę może zwiedzać
kierowca? Nie powinien, a tylko jako pasażer (kolei). A stacyjki kolejowe nad Duero ozdobiono oczywiście
kafelkami, np. pokazującymi ciężką pracę w winnicy. Wino z winnic spływało do Porto w beczkach na
specjalnych łodziach, nadal używanych.
Współczesna Portugalia? Parędziesiąt lat temu wymieniano ją jednym tchem z
Albanią. Dziś, na ile mogliśmy to zaobserwować, ma się w ramach Unii Europejskiej całkiem nieźle. Wprawdzie
pociągnięty za język nauczyciel-socjalista narzekał na Unię, a zwłaszcza na lokalne zdominowanie jej przez
Większego Brata (skąd my to znamy?), argumentując na przykład, że Hiszpania produkuje samochody a Portugalia
nie, że w supermarketach portugalskich są hiszpańskie owoce i warzywa itp., ale wsie robiły wrażenie bardzo
zamożnych, wszędzie nowe lub odnowione domki, przystosowane do tamtejszych warunków niewielkie maszyny
rolnicze, zadbane, śliczne ogródki. Gorzej wyglądały starsze, niezabytkowe dzielnice miast, ale też wszędzie
widać, że zabierają się do przebudowy. Jeździliśmy po Portugalii zygzakiem, i nie tylko po rejonach
turystycznych, i wszędzie wieś i małe miasteczka robiły wrażenie zamożniejszych niż w Polsce. A drogi na
pewno były lepsze! I co ciekawe, nigdzie nie widzieliśmy grupek nieogolonych, zaniedbanych mężczyzn,
wystających bezmyślnie na ulicy, jak to widzimy codziennie od świtu do nocy w Polsce! I ani jednego
zataczającego się, w kraju, gdzie wino jest tańsze od wody mineralnej!
W sumie spędziliśmy w Portugalii 30 dni, przejechaliśmy 3300 kilometrów,
zwiedziliśmy zabytki w trzydziestu miejscowościach i żałujemy tylko jednego: że przeznaczyliśmy na ten kraj
tak mało czasu.