Zasadniczym celem naszej tegorocznej wyprawy były
wschodnie i południowo-wschodnie rejony Turcji. Podróż rozpoczęliśmy w Istambule, aby po licznych meandrach
trasy w Centralnej Turcji, wynikających z niemożliwych do odparcia pokus, jakie stanowiły uroki Konya,
Kapadocji, Ankary, Boazkale, Amasya
i Sivas, wrócić na wiodącą ku wschodowi kraju drogę.
Bramą do wschodnich rubieży stało się dla nas Erzurum - największe miasto
Wschodniej Anatolii, odwieczne przedmurze, miasto wojen. Jego ulicami przetaczały się w kolejnych wiekach
oddziały perskie, ormiańskie, mongolskie, rzymskie, arabskie, seldżuckie i rosyjskie. Dziś to nieco
chaotyczne miasto kryje w sobie takie perełki architektury jak:
- pochodząca z okresu imperium seldżuckiego Medresa Çifte Minareli, ze swymi dwoma wyniosłymi
minaretami i wspaniałą płaskorzeźbą seldżuckiego orła;
- trzy grobowce w kształcie kamiennych namiotów, kryjące szczątki sułtanów seldżuckich i seltuckich;
- powstałe w czasach panowania mongolskich chanów seminarium teologiczne Yakutiye z opasłym, barwnym
minaretem i ciekawymi zbiorami muzealnymi wewnątrz;
- założoną w V wieku przez cesarza Teodozjusza i potem wielokrotnie przebudowywaną cytadelę.
We wschodnich rejonach Turcji, po zmroku drogi są zamykane dla ruchu
kołowego i patrolowane przez wojsko, co jest elementem prowadzonej na szeroką skalę kampanii przeciwko
bojówkom Partii Pracujących Kurdystanu oraz grupom przemytniczym. Z tych też powodów dopiero następnego dnia
o świcie miejscowy autobus, nie tak luksusowy jak te kursujące na zachodzie i w centrum kraju, wiezie nas do
oddalonego o 205 km Kars. To położone w odległości 45 km od granicy z Armenią miasteczko nosi liczne
architektoniczne ślady, trwającego od 1878 do 1920r., rosyjskiego w nim władania. Główną przyczyną, dla
której nie należy omijać tego miejsca, nie są jednak postrosyjskie kamieniczki, czy pełniąca dziś funkcję
meczetu była cerkiew. Nie jest nią również górujący nad miastem, pamiętający czasy seldżuckie i mongolskie
fort, ani też Kościół Apostołów, wzniesiony tu przez ormiańskiego króla Bagratida Abasa. Nadrzędnym bowiem
celem przybycia do Kars jest odwiedzenie Ani - położonych na samej granicy, fascynujących i niezmiernie
malowniczych ruin dawnej stolicy Królestwa Ormiańskiego, ustanowionej tu w 961r. przez króla Aszota III i
rozbudowanej przez jego następców Smbata II i Gagika I.
W niedalekiej przeszłości, gdy po drugiej stronie wąwozu rzeki Ahurian
zaczynały się strzeżone wielokrotnymi zasiekami tereny ZSRR, wizyta w ruinach Ani, leżących w obszarze
700-metrowego pasa "wyludnionej ziemi", była praktycznie niemożliwa. Dziś aby tu przybyć, należy wyrobić
"permit" w Biurze Informacji Turystycznej w Kars, następnie potwierdzić go na posterunku policji w wydziale
bezpieczeństwa i na koniec udać się do Muzeum w Kars, gdzie po obejrzeniu jego niezbyt rozległych zbiorów
nabyć można bilet, uprawniający do wejścia na obszar ruin Ani. Aby uniknąć 2-3-godzinnego procesu
biurokratycznego, najlepiej jest skorzystać z rozsądnej cenowo oferty "znajomych" Biura Informacji
Turystycznej, którzy w ciągu godziny załatwią za ciebie wszystkie formalności i godzinę później dowiozą cię
pod mury Ani własnym samochodem.
Wkraczając na teren kompleksu, pozostawiamy paszporty wraz z "permitem" w
wojskowym punkcie kontrolnym i przekroczywszy masywną bramę dedykowaną sułtanowi seldżuckiemu Alp
Arsalanowi, który podbił miasto w 1064r., uzyskujemy prawo do zwiedzania ruin pod warunkiem poruszania się
po wyznaczonej ścieżce, bez możliwości zejścia w dół granicznego wąwozu oraz zbliżenia się do wzgórza
fortecznego zajętego przez turecką armię. Po liczącym w okresie ormiańskiej świetności ponad
100 000 mieszkańców mieście pozostały malownicze ruiny sześciu kościołów, nieco późniejszego
meczetu, zarysy ulic oraz kamienne podmurówki domostw mieszczańskich. Uwagę przykuwają:
- ocalały jedynie w połowie swej bryły Kościół Odkupiciela, stojący nie opodal brzegu wąwozu na kształt
kamiennej budki suflera;
- znacznie lepiej zachowany Kościół Świętego Grzegorza Oświecającego, Apostoła Ormian, z
pozostałościami fresków na sklepieniu i w nawach;
- Kościół Katedralny - największa i najstarsza świątynia w kompleksie, przekształcona później w meczet;
- drugi w kompleksie Kościół Świętego Grzegorza położony w zachodniej części miasta;
- Kościół Świętych Apostołów, wykorzystywany w okresie seldżuckiej konkwisty jako karawanseraj;
- bardzo zrujnowany, kolejny - trzeci już Kościół Świętego Grzegorza, który w zamyśle miał konkurować z
konstantynopolską Hagia Sofią;
- różniący się od pozostałych obiektów, wybudowany przez seldżuckich najeźdźców Meczet Menüçer.
W głębi wąwozu widoczne są nadal ruiny, spinającego niegdyś oba brzegi
rzeki Ahuryan mostu, przez który przeprawiały się karawany kupieckie, budując podstawy zamożności i rangi
miasta. O ostatecznym upadku Ani przesadziło tragiczne trzęsienie ziemi w 1319 r.
Wyjeżdżając bladym świtem z Kars, docieramy po dwóch godzinach do
Idir, gdzie przesiadamy się do
dolmuş'a (turecka nazwa mikrobusu), który po godzinie jazdy drogą wiodącą wśród pól wulkanicznych u podnóża
Araratu, dowozi nas do Doubeyazit.
Miasteczko to, zamieszkane głównie przez ludność kurdyjską, dynamicznie prosperuje dzięki mniej lub bardziej
oficjalnemu handlowi transgranicznemu z Iranem. W odróżnieniu od pozostałych obszarów Wschodniej Turcji,
skąd niedawne turecko-kurdyjskie konflikty polityczne odstraszyły większość turystów, w
Doubeyazit spotyka się ich dość
licznie, a to z racji na oddalone o 34 km na wschód od miasta przejście graniczne w Gürbulak, stanowiące dla
wielu z nich wrota do podróży przez Iran i Pakistan do Indii.
Nie opodal przejścia granicznego znajduje się ciekawa "dziura w Ziemi",
czyli drugi co do wielkości na świecie, powstały w 1920 r. meteorytowy krater, mierzący 60/35 m.
Od głównej asfaltowej szosy łączącej miasto z granicą odchodzi ku
południowi wąska ziemna droga, która wznosząc się na zbocze suchego masywu, doprowadza nas do niecodziennie
wyglądającego, rozległego, brunatnego wypiętrzenia na łagodnym w tym miejscu zboczu. Wypiętrzenie to
kształtem przypomina kadłub potężnej łodzi, przywodząc na myśl, z racji na bliskość biblijnego Araratu,
przypowieść o Noem i jego Arce. Badania przeprowadzone za sprawą skłonnych do mistycznych wizualizacji
przybyszów, kierowane przez byłego astronautę Jamesa Irwina, podsyciły wyobraźnię odnalezieniem w tym
miejscu fragmentów drewna. Zapał wielu jednak ostygł gdy, po analizie radiometrycznej, okazało się, iż
fragmenty te pochodzą jedynie z 450-750 r. po Chrystusie. Nie umniejsza to jednak w niczym niecodziennego
charakteru tego zakątka.
Architektoniczną perełką okolic
Doubeyazitjest malowniczo
zawieszony na tarasie zbocza ponad miastem pałac Ishaka Paszy - kurdyjskiego władcy tych terenów, panującego
na przełomie XVI i XVII w. Mieszanka stylu gruzińskiego, seldżuckiego, perskiego, ormiańskiego i
otomańskiego fascynuje zwłaszcza misternymi kwiatowymi reliefami. Wspaniałe złote wrota strzegące niegdyś
wnętrz pałacu, zostały wywiezione przez Rosjan, i można je podziwiać w zbiorach petersburskiego Ermitażu.
Pisząc o atrakcjach
Doubeyazit i okolic nie sposób
pominąć widoczną tutaj zewsząd, wyniosłą na 5137 m.n.p.m., zwieńczoną koroną wiecznego śniegu górę
Ari, czyli biblijny Ararat. Aby
dostać się na wierzchołek tego wygasłego wulkanu, trzeba przejść biurokratyczną gehennę w celu przekonania
władz policyjnych do wydania "permitu". Procedura ta, wynikająca z prowadzonej w ostatnich latach ostrej
akcji wojskowo-policyjnej przeciwko bojówkom Partii Pracujących Kurdystanu oraz szmuglerom, ma być podobno w
przyszłym roku bardzo złagodzona. Aby zaoszczędzić czas, najlepiej jest skorzystać z pośrednictwa któregoś z
miejscowych agentów turystycznych, co przy niewielkiej inwestycji finansowej pozwala na załatwienie
wymaganych papierów w ciągu 1-2 dni. Do grupy przydzielany jest przewodnik oraz zbrojna eskorta. Zdobycie
wierzchołka wymaga dobrej kondycji fizycznej i choćby odrobiny doświadczenia w pokonywaniu lodowców.
Po górskich atrakcjach Araratu, udajemy w drogę do Van. Duże autobusy
kursują bardzo okrężną, liczącą 315 km trasą z przesiadką w
Ari. My wybieramy miejscowy
mikrobus, jadący bardzo malowniczą i znacznie krótszą (185 km) drogą wzdłuż granicy irańskiej, przez
Caldiran i Muradiye. Po trzech godzinach jazdy, urozmaicanej czterema kontrolami dokumentów, będącymi
naturalnym już elementem kolorytu podróżowania na wschodzie Turcji, docieramy nad jezioro Van. Ten olbrzymi
akwen wypełniony wysoce alkaliczną wodą powstał w wyniku zablokowania odpływu wód przez wypływ magmy z
niedalekiego, położonego na północnym brzegu dzisiejszego jeziora, wulkanu. Najlepszym miejscem do
kontemplacji uroku i rozmiarów, tego "wschodniotureckiego morza" jest usytuowana na urwistej skale cytadela
Van, a ściślej to co z niej pozostało, czyli ruiny urartiańskich fortyfikacji z wieżą wybudowaną na
polecenie króla Serduri I. U podnóża fortu widoczny jest rozległy, porośnięty trawą obszar z zarysami
fundamentów licznych domostw oraz rozsypującymi się resztkami świątyń i budowli publicznych. Są to
pozostałości powstałego tutaj ponad 3000 lat temu urartiańskiego miasta Tushpa, prekursora dzisiejszego Van.
Po zniszczeniach, jakie przyniosły działania militarne pierwszej wojny światowej oraz daremne próby
stworzenia na tych terenach Republiki Armeńskiej, jedynymi wyraźnie widocznymi obiektami są tu, już nie
urartiańskie lecz dużo późniejsze - seldżuckie meczety Kaya Celebi oraz Hüsrev Paşa.
Współczesne miasto Van jest handlowym sercem, zamieszkanych przez ludność
kurdyjską, okolicznych górzystych terenów. Największymi atrakcjami okolic Van są:
- skalista wysepka Akdamar, na jeziorze Van ze wspaniałym, pokrytym reliefami o treściach świeckich i
biblijnych Kościołem Świętego Krzyża, zbudowanym tu wraz z ze znajdującymi się dziś w kompletnej ruinie
pałacem i monastyrem, przez ormiańskiego króla Gagika w 921r.;
- ruiny urartiańskiego miasta odsłonięte w oddalonej o 25 km od Van miejscowości Cavuştepe;
- kurdyjska twierdza Hoşap, położona przy drodze do Hakkari.
Zauroczeni jeziorem Van wyruszamy do stolicy kurdyjskiego wschodu Turcji -
Diyarbakir. Podsycane przez przewodnik Lonely Planet obawy, wynikające z opisów drastycznych zamachów
bombowych, napadów i ulicznych potyczek, do jakich ponoć dochodziło w tym mieście w ostatnich latach, w
ramach kulminacji turecko-kurdyjskiego antagonizmu, okazały się być całkowicie bezpodstawne. Na każdym
bowiem kroku spotykamy się z przejawami bezinteresownej życzliwości i gościnności. Mieszkańcy miasta
spragnieni są powrotu turystów, których skutecznie odstraszyły niedawne konflikty.
Schowane za potężnym kamiennym murem stare Diyarbakir to fascynująca
plątanina wąziutkich uliczek, przypominająca nieco labirynty starego miasta Jerozolimy czy Damaszku.
Podstawowym budulcem jest tu bazalt łączony z granitem i wapieniem, w naprzemiennych czarno-białych,
pasmowych układach. Na szczególną uwagę zasługują:
- Meczet Ulu, powstały z przebudowy byłego kościoła ortodoksyjnego obrządku syryjskiego;
- wspaniały czarny bazaltowy dom mieszczański z białymi dekoracyjnymi wstawkami - miejsce urodzenia
kurdyjskiego poety Cahit'a Sitki Taranci;
- trudne do odnalezienia w plątaninie ulic i murów malownicze ruiny Kościoła Chrześcijan Syryjskich -
Kaldani oraz Kościoła Ormiańskiego;
- Maryem Ana Kilisesi czyli jedyny aktywny do dziś w Diyarbakir kościół jakobitów;
- Meczet Kasim Padish, z jedynym w swoim rodzaju minaretem, wspartym u podstawy na czterech
filigranowych kamiennych kolumienkach;
Opuszczając stare miasto przez Bramę Mardin, po 15 minutach marszu
docieramy do zabytkowego kamiennego mostu na rzece Tygrys, nazywanej przez miejscowych Dicle.
Dalsza licząca około 100 km pustynna droga wiedzie nas do kolejnej
architektonicznej perełki południowo-wschodniej Turcji - usytuowanego na stokach wulkanicznego wzgórza
miasteczka Mardin. Słynie ono z wspaniałych kamiennych budowli w miodowo-piaskowym kolorze, wśród których
prym wiodą medresy Sultan Isa i Kasim Paşa, karawanseraj przekształcony obecnie w urząd pocztowy oraz
meczety Ulu i Latifiye.
Sześć kilometrów ponad miastem znajduje się Deyrul Zafaran czyli Szafranowy
Monastyr, będący niegdyś siedzibą, przeniesionego później do Damaszku, Patriarchatu Ortodoksyjnego Kościoła
Syryjskiego. Wnętrza monastyru skrywają wspaniały rzeźbiony tron patriarchów oraz ich, strzeżone przez
zabytkowe drzwi, grobowce.
Kolejny dzień rozpoczynamy od 260 km podróży, której celem jest starożytna
Şanilurfa zwana dawniej Urfą lub Edessą. Zamieszkane przez ludność kurdyjską oraz arabską miasto jest
miejscem niezwykłym. Dzieje się tak za sprawą licznie przybywających nie tylko ze wszystkich zakątków
Turcji, ale także z Iranu i Syrii pielgrzymów, których celem jest mityczna Grota Narodzenia Proroka
Abrahama. Oddzielne dla kobiet i mężczyzn wejścia prowadzą do odseparowanych od siebie przedsionków, w
których przez masywną kratę można zajrzeć do wnętrza świętej groty, oraz skosztować bijącej z jej wnętrza
świętej wody. Nie opodal znajdują się: Meczet i Medresa Proroka Abrahama Przyjaciela Boga oraz nieco młodsze
meczety Hasana Paszy i Mevlid-i Halil. Obszar ten zwany Dergah oddzielony jest wspaniale utrzymanym parkiem
od drugiego świętego miejsca Urfy - kompleksu Gölbaşi. Centralnym obiektem jest tu staw ze świętymi
karpiami, który jak głosi legenda, powstał z wody, którą Bóg ugasił płonący stos na którym asyryjski król
Nimrod planował spalić Proroka Abrahama, w odwecie za prowadzoną przezeń walkę z dotychczasową "pogańską"
wiarą. Legenda ta głosi, iż płonące bierwiona przeistoczyły się wówczas w ryby, których potomkami są
dzisiejsze święte karpie. Staw otoczony jest piękną kolumnadą, spajającą stojące na jego przeciwległych
brzegach meczety Rizvaniye Vakif i Abdurrahman. Po zachodzie słońca, gdy światła wyławiają z mroku całą
wspaniałość obu świętych miejsc, atmosfera staje się tu iście magiczna.
Nawet w najbardziej upalny dzień warto jest podjąć trud wspięcia się na
szczyt górującego nad Urfą wzgórza fortecznego Damlacik. Najciekawszą do tego celu drogą jest tunel wykuty w
skale, wprowadzający nas na szczyt wzgórza, zwieńczonego dwoma potężnymi kolumnami hellenistycznymi.
Znajdujące się tu ruiny są pozostałością fortu rozbudowywanego kolejno przez bizantyjskich i tureckich
przybyszów, a nawet okresowo przez Krzyżaków.
Odrębną atrakcją Urfy są malownicze bazary, przypominające nieco swą
atmosferą targowe centrum Aleppo.
Będąc w Urfie należy koniecznie wybrać na pustynne południe, pod
samiusieńką syryjską granicę, gdzie leży niegdysiejsze kulturalne, naukowe i
polityczne serce rejonu, wzmiankowany w Biblii a dziś "zapomniany przez Boga i ludzi" Harran. Ta pustynna
wioska, słynna ze swych kamienno-glinianych domostw, przypominających nieco ule lub rzędy jaj w gnieździe,
skrywa pozostałości datowanego na 5000 lat wstecz antycznego miasta. To kwitnące w czasach Imperium
Hittyjskiego miasto gościło w swych progach urodzonego w Urfie Abrahama, będąc równocześnie jednym z
głównych ośrodków kultu Sina - boga Księżyca. Do dziś zachowały się ruiny fortu w centrum wsi oraz stojące
nie opodal ruiny pierwszego na świecie islamskiego uniwersytetu, ustanowionego w VII w. przez umajadzkich
kalifów.
Ślady antycznego kultu boga Sina, datowanego na II-IX wiek, najlepiej
zachowały się w położonej 55 km w głąb pustyni wiosce
Somatar, gdzie w Grocie Pagnon,
znajdują się niezatarte do dziś wizerunki Sina oraz liczne inskrypcje. Na pobliskich wzgórzach znajdują się
pozostałości obiektów sakralnych dedykowanych poszczególnym planetom, z najlepiej zachowanym sanktuarium
Wenus.
Z innych godnych uwagi obiektów rozrzuconych wśród kamienistych pagórków
tej pustyni wspomnieć należy o:
- ruinach Karawanseraju el Ba'rur w połowie drogi między Harran i
Somatar;
- podziemnym mieście Suayb z domostwem legendarnego Proroka Jetro;
- oddalonych o 10 km od Harran, utworzonych ręką ludzką potężnych grotach, powstałych podczas
pozyskiwania kamiennych bloków do budowy antycznego miasta.
Wszystkie te miejsca pozostawiają niezapomniane wrażenia nie tylko z racji
na surowe piękno pustyni i świadomość obcowania z tak zamierzchłą przeszłością, ale także ze względu na
nieziemskie wprost suche upały osiągające 47°C w cieniu i 64°C w słońcu.
Końcowym akordem wschodniotureckiej fazy naszej tegorocznej wyprawy, stał
się jednodniowy "wypadzik" (20 godzin w drodze, 790 km na liczniku) na górę Nemrut. Po drodze oglądamy
potężną tamę im. Atatürka, spiętrzającą wody Eufratu i kierującą je poprzez 26 km długości największy na
świecie podziemny tunel irygacyjny w kierunku Urfy, gdzie wypompowywana jest na powierzchnię, aby nawodnić
pustynne obszary. Mimo że całość tego hydroenergetycznego projektu ma być zakończona dopiero w 2005r., to
już dziś na południowych przedmieściach Urfy wyrastają jak grzyby po deszczu plantacje bawełny.
Po przebyciu ponad 390 km docieramy do Arsamei - pierwszego z zespołu
fascynujących antycznych obiektów rozrzuconych na obszarze około 80 km2, w środkowej części pasma
Antytauryasa, w otoczeniu mierzącego 2150 m szczytu Nemrut oraz na nim samym. Niezmiernie późno, bo dopiero
w 1881r. oficjalnie opisane dla świata ruiny tego kompleksu kryją do dziś dnia liczne frapujące archeologów
i historyków zagadki. Wiadomo, iż rzymski wódz Mithriades I Callinicus, zdobywszy te rejony w roku 80
p.n.e., ogłaszając się królem, proklamował tu swe królestwo, za stolicę obierając Arsameię. Z miasta tego
pozostały do dziś wyniesione ma malowniczym wzgórzu ruiny, a wśród nich niebywałej urody płaskorzeźby
przedstawiające: Mithriadesa I ściskającego dłoń Heraklesa oraz niezidentyfikowaną postać kobiecą. Poniżej
Arsamei, przejechawszy ufundowany przez cesarza Septimusa Severusa kamienny most, docieramy do Karakuş -
strzeżonej przez kolumny zwieńczone kamiennymi orłami mogiły żon królewskich.
Kierując się na szczyt góry Nemrut, mijamy znacznie młodszy, bo
czternastowieczny mamelucki zamek we wsi Kahta. Wierzchołek góry osiągamy tuż przed zachodem słońca, aby w
osłupieniu obserwować nieprawdopodobnej urody fragmenty kamiennych kolosów, poroztrącane wśród kamienistego
osypiska okrywającego szczyt góry. Fragmenty posągów Apolla i perskiego boga Słońca - Mitry, Heliosa,
Hermesa, Fortuny, Tyche oraz Zeusa - Ahura Mazda świadczą dobitnie o synkretyzmie wierzeń ich fundatora -
króla Antiochusa I Epiphanesa, następcy Mithriadesa I. Ten znakomicie balansujący nie tylko w sprawach
wiary, ale także w polityce władca doprowadził do rozkwitu swe buforowe królestwo, zyskując przychylność
zarówno Rzymu, jak i partiańskich sąsiadów. Świątynie, a zarazem miejsce pochówku króla na szczycie Nemrut
miały stać się wiecznym i niezniszczalnym świadectwem potęgi jego królestwa, jednakże czas, trzęsienia ziemi
oraz "gniewna dłoń nowej wiary" - Islamu, mocno nadszarpnęły jego marzenia.
Zachód słońca nad kamiennymi głowami Nemrut wieńczy naszą podróż przez
fascynujący świat Wschodniej Turcji, będącej dla jednych "lądem Noego", dla innych "rozdartym sercem
Kurdystanu", dla jeszcze innych...