Link - www.linia.pl Link - Banner - Reklama



Logo serwisu Towarzystwa Eksploracyjnego
Strona główna
O Towarzystwie
Program spotkań TE
Relacje ze spotkań TE
Relacje z wypraw
Relacja specjalna na 25-lecie TE
Dyskusyjne forum globtroterów
Informacje wydawnicze
Galeria zdjęć
Ciekawe adresy internetowe
Skrzynka pocztowa
Archiwum
Relacje ze spotkań TE
Poprzednie
spotkania:

Etiopia
Australia
Iran
Karakorum
Nanga Parbat
więcej...

     We wrześniu i październiku '99 objechaliśmy kilkanaście parków narodowych USA - od Badlands i Yellowstone na północy, Zion i Great Canyon na zachodzie do Petrified Forest i Painted Desert na południu. Na kilku spotkaniach TE przedstawiamy nasze wrażenia i przeźrocza.

     Początek i koniec wycieczki wypadł nam w Chicago - skąd wypożyczyliśmy na Parada krów w Chicago całą trasę samochód. Parę dni w Chicago pozwoliło na pobieżne zapoznanie się z miastem. Ale to poza tematem relacji. Wspomnimy tylko, że trafiliśmy na zabawną imprezę pt. "Cows on Parade" - "Parada krów". Władze miasta zaprosiły rzeźbiarzy do utrwalenia swojej artystycznej wizji krowy. W rezultacie powstała galeria rzeźb obejmująca całe śródmieście - kilkaset żartobliwych posągów krów naturalnej wielkości. Jest tam "krowa, która przeskakuje przez księżyc", krowa-turystka w pełnym ekwipunku studiująca plan miasta, recital krowy-śpiewaczki, dwukrowa "co dużo ryczy a mało mleka daje" - o dwu pyskach na obu końcach, ale bez fabryki mleka itp.

     Możliwie szybko wyruszyliśmy na zachód - w zasadzie do Yellowstone, ale zahaczając po drodze o parę ciekawych miejsc. Pierwszym był park narodowy Badlands - ciągnący się na Krajobraz Badlands National Park długości kilkudziesięciu kilometrów obszar niewysokich skałek, znanych z osobliwych kształtów i niezwykłego bogactwa znalezionych tu szkieletów prehistorycznych ssaków. Nas jako niefachowców zafrapowały formy skał o ostrych, wyrzeźbionych przez wiatr i wodę (a przede wszystkim czas) krawędziach. W słońcu sprawiały "nieziemskie" wrażenie. Wśród skalnych szczycików, załomów, dolinek i kanionów wytyczono sporo turystycznych ścieżek dla każdego (zwłaszcza dla niepełnosprawnych, o co Amerykanie szczególnie dbają) i trudniejszych szlaków - tylko dla wprawnych.

     Obowiązkowym punktem na naszej trasie była Mt. Rushmore - góra, w której zboczu w latach trzydziestych ekscentryczny rzeźbiarz nazwiskiem Gutzon Borglum stworzył monumentalne portrety czterech najbardziej zasłużonych prezydentów USA - Waszyngtona, Lincolna, Jeffersona i Teodora Roosevelta.

     A paręnaście kilometrów dalej kolejna skalna rzeźba: artysta polskiego pochodzenia Korczak Ziolkowski, urzeczony legendą i losami Indian postanowił utrwalić w skale postać ich wodza Crazy Horse. Miała powstać głowa, ręka wskazująca tereny odebrane prawowitym właścicielom przez białych i sylwetka wierzchowca. Niestety Korczak zmarł, wykończona jest tylko głowa jeźdźca, a na skale ledwie zaznacza się zarys głowy rumaka. Rodzina Korczaka stworzyła fundację i gromadzi pieniądze dla dokończenia śmiałego projektu.

     Kto widział "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", pamięta scenerię części filmu: wyrastający z równiny skalny blok o kształcie wielkanocnej baby - Diabelską Wieżę (Devils Tower). To Diabelska Wieża (Devil's Tower) jedyny w swoim rodzaju bazaltowy pień magmowy, odsłonięty po milionach lat dzięki erozji otaczającej równiny. Dla Indian góra jest nadal świętością - widzieliśmy u jej stóp medytujących "rdzennych Amerykanów" - dla wspinaczy jest atrakcyjnym terenem ćwiczeń, dla nas była niezwykle interesującym eksponatem geologii dynamicznej. Ścieżki u stóp skały w pięknym lesie pozwalają przyjrzeć się "babie" ze wszystkich stron. Na łączce u podnóża rzuca się w oczy kolonia kilkudziesięciu piesków preriowych zwanych też nieświszczukami - sympatycznych zwierzątek przypominających małe świstaki, a spokrewnionych z wiewiórkami. Pozwalały się oglądać i fotografować z paru metrów, każde miało własną norkę. Niesforni turyści wbrew pisemnym zakazom dokarmiali je czym się dało - tak wdzięcznie żebrały stając słupka.

     Na trasie do parku Yellowstone przecięliśmy Big Horn Mountains, przypominające Beskidy. Nie znaleźliśmy obiecanego w atlasie National Geographic kempingu i spędziliśmy noc - marznąc solidnie - w samochodzie, wysoko w górach. Ale za to rano przeszło obok nas wielkie stado czarnych krów, prowadzone i popędzane przez autentycznych kowbojów, którym do pełnego rynsztunku rodem z westernu brakowało jednak pary rewolwerów.

     Minąwszy tereny Indian Szoszonów znaleźliśmy się wreszcie - po 1600 mil jazdy z Chicago - u bram parku Yellowstone. Wcześniej kupiliśmy za 50 USD całoroczną kartę Golden Eagle, umożliwiającą wjazd samochodem z zawartością (do sześciu osób) do każdego z około 350 narodowych parków i monumentów. To się na pewno opłaca, pojedyncze wstępy są na poziomie 10-20 USD za samochód z pasażerami.

     Kiedy obudziliśmy się następnego ranka na ogromnym kempingu zastawionym głównie kamperami, o parę metrów od namiotu pasły się dwa wielkie bizony. Zajęte trawą traktowały ludzi i samochody jak świeże powietrze. Po pół godzinie wróciły do lasu.

     Główne elementy krajobrazu w Yellowstone NP Najwyższy gejzer w Yellowstone N.P. - Old Faithful to wynikające z wulkanicznej przeszłości tego regionu gejzery, wulkany błotne, gorące źródła i zjawiska towarzyszące, wielki kanion rzeki Yellowstone z kilkoma efektownymi wodospadami oraz zwierzęta: wspomniane bizony, jelenie wapiti, mulaki, widłorogi, łosie, niedźwiedzie w dwóch kolorach (tych ostatnich nie widzieliśmy, niestety - lub na szczęście).

     Zaczęliśmy od przyjrzenia się niezawodnemu "Staremu Wiarusowi" - gejzerowi Old Faithful, który co 80 minut wyrzuca efektowną fontannę wody i pary (do 32000 litrów!) na wysokość nawet 55 metrów. O przewidzianej porze na ławeczkach wokół gejzeru zbiera się kilkaset osób, a kiedy spektakl się zaczyna, rozlega się głośne "Ooo!" i typowo amerykańskie "Uau!".

     W zasięgu parugodzinnego spaceru jest tu kilkadziesiąt gejzerów o różnych kształtach i obyczajach - jedne tworzą koliste jeziorka o błękitnej, niezwykle przejrzystej wodzie, otoczone niziutką mineralną krawędzią, inne budują wapienne zamki kilkumetrowej wysokości; jedne wybuchają regularnie i w centrum informacji podawany jest ich "rozkład jazdy" na dany dzień, inne są kapryśne jak primadonna (jest taki, co ostatni raz wybuchł kilkanaście lat temu) i zarząd parku prosi turystów o informacje o ich ewentualnej aktywności. Gejzer Morning Glory po zatkaniu wylotu śmieciami nawrzucanymi przez bezmyślnych turystów w ogóle zaprzestał działalności. Smutne.

     Ale to był dopiero początek atrakcji parku Yellowstone. Ciąg dalszy relacji za trzy tygodnie.



 KOMUNIKATY
Już wkrótce kilka kolejnych serwisów zapraszamy do ich odwiedzania. Twoja linia.pl
 
Serwisy linia

Kliknij tu,

żeby otworzyć okienko nawigacyjne do innych serwisów





Powrót na górę   © 2000 Usługi Komputerowe s.c. & Zbigniew Bochenek
Wszystkie prawa zastrzeżone | All rights reserved